czwartek, 26 lutego 2015
Rozdział 48 (7/14)
*Następny dzień*
Ten sam Rocky;eo, ale tak jaby kolejny reszty*
*Oczami Ross;a*
Szczerze bardzo siezdziwilemze Rik chce do nas dolaczyc,b ale przeciez go nie wyrzuce. Ale przejdźmy juz do dnia dzisiejszego. Wiec obudzilem sie o godzinie..... a zreszta kogo to obhodzi? Moze lepiej przejde od razu do sniadania? Wiec sniadanke .... e tak.... a sam sobie zrobilem, a ze moje nawyki zywieniowe i zyciowe sie zmienilo to nalesniki zastapilem platkami a sok pomaranczowy i dodatki do pancake wymienilem na mzimne mleko z lodowki. Nastepnie zadzwonilem pomoja watahe i oczywiscie musialem skoczyc na gore poRikera ale jak zobaczylem go w takim stanie az zal mi sie go zrobilo. Biedak lezal na lozku i zwisal glowa w dol rzygajac.
-Czleku co ty robisz? Brales cos na kaca?
-No tak jakiea tabletki...
-Widac ze nie doswiadczony jestes...
-A co mialem wziasc wedlug ciebie mistrzu.
- wiec mistrz dal by ci szklande wody z 2 razy wieksza iloscia cukru niz wody wymieaszane bardzo dokladnie do wyicia.
-Chcesz zebym jeszcze gorzej rzygal?
-Tylko to cie moze wyleczyc o ile yak to mozna nazwac. A wlasnie ogarnij sie szybko bo zaraz wychodzimy.
*Pare minut pozniej*
- A ty blond malpo gdzie znowu leziesz?
-Oj Delly Delly to ty nie wiesz, ze moja banda do mnie dolaczyla i zamieszkala tutaj?
- Niestety wiem i podejrzewam gdzie leziesz, ale wciaz mam nadzieje, ze dawny Rossy wroci....
-Nadzieja matka hlupich siora a teraz wybacz.......
-RIKER!!!!!!
-Co sie drzesz blondii?!?!?!:
-Jak ty sie do mnie oddzywadz? A zrezzta zrob cos ten balwan znowu chce wyjsc!!
-Ross!! Ty patafianie dlaczego na mnie nie czekales.?
- Chcialem chlopakow uprzedzic zreszta myslalem ze dzis sobie odpuscisz po wczorajszym twoim dzisiejszym zachowqniu lub moze lepiej jak powiem samopoczuciu.
- Czy ktos bedzie tak laskaw i wytlumaczy mi o co tutaj chodzi?
-Riker pozwolisz ze to ja powiem?
- Jasne.
-Wiec deoga Delly Riker dolaczyl do mojej bandy... ale spokojnie nie odbierze mi mojego stanowiska, bo razem bedziemy dowodzic moja, a nie sorry juz nasza wataha.
*Oczami Rydel*
-Rozumiecie to? Ta przeprowadzka to wszystko mialo ich podniesc na duchu, a nie jednego z nich jeszcze gorzej udupic.
Moze powiem wam o ci chodzi, a wlasciwie co ja teraz robie. A obecnie gadam z Lau i Van .
- I do tego nie wiem co sie sfalo, ze przeszedl on na strone Rossa. Van on po rozmowie z toba wyszedl z domu i dopiero dzis go zobaczylamna podobniez wczoraj odebral go Ross kompletnie pijanego. Powiesz o czym gadaliscie? Albo jesli to nie miedzy wami to moze ktos do niego zadzwonil.
-Siedzielismy, gadalismy, gotowaliismy pozniej przyszedl moj chlopak i ich sobie przedstawilam. A pozniej Rik wyszedl.
-I wszystko jasne......
Sory ze taki krotki i bez dwuznakow ale pisany na klawiaturze od tableta a tam nnie mam dwuznakow. Mam pytanie.... bardzo sie obrazicie jak te obiecane 14 rozdzialow przeniose troche na marzec? Chcialabym zeby wszyscy sie na ten temat wypowiedzieli to bardzo wazne fobranoc :-*
Niepozorna
poniedziałek, 23 lutego 2015
Rozdział 47 (6/14)
*Następny dzień oczami narratora*
Wysoki brunet spał sobie spokojnie w sypialni kiedy do jego oczu zaczęły napływać drobne struny światła.
Chłopak z niechęcią podniósł powieki by sprawdzić co lub kto go budzi.
"Zła istoto odejdź!" - mruknął sam do siebie po czym ponownie wbił głowę w poduszkę próbując zasnąć.
Leżał tak kilka minut po czym uznał ,że nie ma sensu dalej się lenić .
Podniósł się z mięciutkiego materaca i wybrał sobie z szafy ubranie na dzisiejszy dzień.
Z zestawem udał się do łazienki gdzie wziął prysznic i nałożył białą koszulkę i zwykłe jeansy.
Zszedł na dół w celu zjedzenia śniadania.
Dotarł do kuchni omal co nie zabijając się na schodach domu sióstr Marano.
Na miejscy zastał swojego młodszego brata Rossa.
- Hej Rocky. - powiedział smętnie patrząc ba szklankę wypełnioną sokiem.
- Cześć brat. - odpowiedział tym samym tonem zaglądając do lodówki.
Po krótkiej chwili namysłu wyciągnął z niej szynkę i ser po czym zabrał się do przygotowania sobie śniadania.
- Ej ,a mi też zrobisz? - zapytał blondyn siedzący na krześle. *Poprawka dla siebie i Rossa*
Rocky nic nie odpowiedział tylko dorobił drugą porcję tostów i włożył do tostera.
Usiadł naprzeciw swojego brata i wpatrywał się niego.
- Ej stary! A jak tam twoja randka? - Ross zaczął rozmowę ale Rocky nie chciał o tym rozmawiać.
Randka z Vicky była kompletnym niewypałem ,ponieważ dziewczyna jest .. troszkę dziwna.
- Ciekawie. - odparł beznamiętnie .
- A jakieś szczegóły? - Ross nie chciał dać za wygraną . Brunet ciężko westchnął i już miał coś powiedzieć kiedy do kuchni wparowała uśmiechnięta Laura która cały czas ich podsłuchiwała.
- JA TEŻ CHCE POSŁUCHAĆ! - powiedziała rozpromieniona i dosiadła się do stolika.
Chłopak nie miał wyboru - musiał opowiedzieć młodym o wydarzeniach tamtego wieczoru.
Zagłębił się w swoich umyśle próbując przypomnieć sobie wszystko po kolei
*Retrospekcja|wczorajszy wieczór oczami Rockiego*
- RYDEL! - krzyknąłem do siostry która siedziała na kanapie w salonie czytając jakieś tandetne pisemko.
- tak? - odpowiedziała obojętnie.
- Wyprasowałaś mi koszulę? - zapytałem ,a ta spojrzała na mnie .
- Dałam Vance. - odpowiedziała pokazując palcem na Marano. Przeniosłem swój wzrok na nią ,a ta tylko wzruszyła ramionami.
- Laura miała ją wyprasować. - tym razem moje oczy przeszły na zdziwioną Lau.
- nic nie słyszałam o jakiejś koszuli! - podniosła ręce w geście obronnym.
- UWAGA RODZINKO! KTO MA MOJĄ KOSZULĘ?! - wrzasnąłem ale NIKT nie zwrócił na mnie uwagi. No może prócz Laury.
- A po co Ci koszula? Ubierz koszulkę , marynarkę i jeansy. W sumie to wystarczy Ci tylko marynarka i idź tak jak teraz. - powiedziała i wcisnęła mi w rękę czarną marynarkę ,wypychając za drzwi.
*przerwanie*
- DOBRA DOBRA! Tę część znam ! Chce wiedzieć gdzie ją zabrałeś! - powiedziała zła Laura i pacnęła dłonią w stół.
- TO może mi nie przeszkadzaj? - Laura zaczerwieniła się lekko i oparła wygodnie o krzesło ,a brunet powrócił do wspomnienia.
*Powrót do retrospekcji*
Podszedłem do drzwi Vicky i zadzwoniłem dzwonkiem.
Po chwili drzwi uchyliły się i ujrzałem w nich wcześniej wspomnianą dziewczynę.
Wyglądała pięknie!
- Hej. - powedziała
- Cześć. - przytuliłem ją i zaprowadziłem do swojego auta.
Zabrałem ją do restauracji na obrzeżach miasta.
- Miałem rezerwację na stolik na nazwisko Lynch - zwróciłem się do elegancko ubranego recepcjonisty ,a ten zaczął przeszukiwać bazy danych w komputerze.
- Tak zgadza się. Stolik numer 5 - oznajmił z uśmiechem i wskazał ręką kierunek. Pominę fakt zamawiania i oczekiwania na jedzenie bo nic ciekawego się nie wydarzyło. Ale to co było potem ..
- No więc . .czym się interesujesz? - zwróciłem się do Victorii.
- Jazdą na BMX'ie , ogrodnictwem i zawsze chciałam nauczyć się grać na ukulele. - powedziała speszając się przy ostatnim słowie. Uśmiechnąłem się "Wyjątkowe zainteresowania - i like it!"
- BMX'ie? - zapytałem
- Owszem. - popiłą łyk herbaty- byłam na 3 obozach i zgarnęła złoto w takim miejskim konkursie. - powiedziała z dumą patrząc mi w oczy.
- A jakie triki umiesz? - ciągnąłem dalej temat ,a ona uśmiechnęła się lekko.
- Zapytaj jakich raczej nie umiem. Backflip'a .. ale trenuje i niedługo powinien mi wychodzić. - dodała z entuzjazmem i zwróciła się do mnie :
- A ty czym oprócz gitary i tańca się interesujesz?
- Może to głupie i dziewczęce ale lubię jeździć konno - odparłem ,a Victoria się zaśmiała.
- Ally jeździ konno.
- Serio? Twoja siostra? Konno? - akcentowałem wyraźnie każde słowo próbując podkreślić to ,że Ally jest malusia ,a koń ogromniusi.
- Raczej praktykuje kucyki i jednorożce. - zaśmiałem się szczerze i chwyciłem Victorię za rękę ,na co ta się zarumieniła. Zjedliśmy swoje posiłki i wybraliśmy się w drogę powrotną moim biały BMW.
Włączyłem radio. Akurat leciało "Love Again" .
- KOCHAM TEN NUMER! -wykrzyknęła uradowana Vicky i zaczęła śpiewać razem z wokalistą.
Byłem zachwycony. Rytmicznie potrząsała głową ,a jej piękne loki podążały na ruchem. Do tego jej głos.
Jeju! Był czysty i wysoki ale nie piszczący. Spokojnie może rozpocząć karierę piosenkarki.
- Och .. te wspomnienia.- powiedziała smutno.
- Co się stało? - zapytałem zdezorientowany.
- No bo .. kiedy usłyszałam tę piosenkę moja mama kupiła mi kota ale ..
- Ale co? - zachęciłem ją by mówiła dalej.
- W zeszłym miesiącu zmarł .. - powiedziała smętnie.
Nic nie odpowiedziałem. Nastała chwila ciszy.
- ALE SPOKO MAM JESZCZE 9! - dodała ,a mi oczy prawie wypadły z orbity!
JAK TO 9?! JAK MOŻNA MIEĆ AŻ 10 KOTÓW?
CO ONA PO KAŻDEJ NIE UDANEJ RANDCE SOBIE KOTA KUPOWAŁA?! WTF?!
Na szczęście podjechaliśmy pod jej dom.
Wysiadłem żeby otworzyć drzwi dziewczynie ,a ona musnęła wargami mój policzek.
- To była cudowna randka. Dziękuję Rocky. - powiedziała i weszła do domu.
*KONIEC RETROSPEKCJI*
- Mam pytanie.
- Jakie? - zapytała brunetka patrząc na Rockiego.
- Mam z nią iść na drugą randkę czy raczej ... - chłopakowi nie dane było dokończyć bo młodzi mu przerwali :
- NIE!
- Aha .. - Rocku opuścił kuchnie i dom sióstr Marano.
Mimo tych 9 kotów bardzo lubił Victorię dlatego postanowił odwiedzić ją i jej siostrę Ally.
No i chciał się przekonać czy serio ma tyle kotów.
Także poprawka : Vicky , Ally i jej 9 kotów.
Witam!
Wykrzesałam z siebie najwięcej jak mogłam.
Boli mnie głowa i ogólnie chora jestem.
Ale jakoś mi się udało ^_^
Rozdział słaby i nijaki ale powstał :D
Także ten .. to tyle.
Zyzia
niedziela, 22 lutego 2015
Rozdział 46 (5/14)
*Oczami Riker*
Na początku postanowiłem się trochę po szlajać po mieście, ale i gdy to bardzo nie pomogło, postanowiłem pójść do jakiegoś baru. Zacząłem zamawiać wódkę jedna po drugiej. W koło kręciło się mnóstwo dziewczyn i nawet kilka do mnie zagadywało, ale zaraz je zbywałem, żadna nie była nawet w połowie tak dobra jak Van.
-Co problemy z dziewczyną?- zapytał barman.
-Taaa....
-Co się stało? Możesz mi powiedzieć i tak nie mam nic do roboty, a chce wiedzieć po kogo dzwonić jak się opijesz.
-Nie opije się ja wiem kiedy przestać.
-No jaaaaasnee. A teraz mów..
-No bo w dzieciństwie przyjaźniłem się z taką małą słodką brunetką. Byłem w niej zakochany i nadal jestem. Ale jakieś 11 lat temu przeprowadzili się, a mi nikt nie chciał powiedzieć dokąd. Może bali się, że bym do niej uciekł? Chociaż na pewno by tak postąpił. Ja ją kocham. Przez te wszystkie lata próbowałem się czegoś o niej dowiedzieć. I gdy ją wreszcie znalazłem i namówiłem rodzeństwo, żeby tu przylecieć to dowiaduje się, że ma chłopaka. A tak dobrze nam się gadało i wygłupiało zanim przyszedł ten pieprzony bufon.
-Ooo to trochę kiepsko.....
-Taaaa..... trochęęęę.............
*3 godziny później*
- Casper daj jeszcze jednego.
-Riker wystarczy ci. Ledwo co się na nogach trzymasz.
-Nie prawda czuję się jak nowo narodzony. Patrz mogę nawet tańczyć.
Powoli podniosłem się ze stołka i trzymając się lady utrzymałem równowagę. Gdy puściłem błąd i chciałem zacząć tańczyć upadłem na tyłek.
-Czekaj blondi już ci pomogę. Taaa a kto dzisiaj mówił, że się nie upije, bo umie zachować umiar?
-Ja chyba a co?
-No ty tak gadałeś, a co zrobiłeś? Upiłeś się. I to nieźle i jeszcze ci mało? Dzwonie po kogoś od ciebie. Daj mi swój telefon.
Bez żadnych konfliktów oddałem mu swoje urządzenie.
-Do kogo mam dzwonić?
No i tu zaczynają się schody..... Rydel by na mnie nawrzeszczała jeszcze by mi się oberwało i pewnie zabrałaby ze sobą Ell'a lub Van a to by było niebezpieczne. Van na razie nie chce widzieć bo powiedział bym coś za dużo i nasza przyjaźń mogłaby się posypać.Jak przyjedzie Rocky to pociągnie ze sobą Ell, a ten Dell. Czyli został mi tylko Ross.
-Dzwoń po Ross'a.
.............
-Będzie po ciebie za chwile. Nie chciał mi uwierzyć, że się opiłeś. Dobra zanim od tu będzie siąć przy barze, a ja ci zrobię wodę z cukrem, żeby wypłukać trochę wódki z ciebie.Tu masz kluczyk do łazienki dla personelu. Jakby co to powołuj się na mnie.
-Dzięki.
-Ciesz się, że na mnie trafiłeś inny barman wyrzucił by cię stąd na zbity pysk na chodnik.
-Od wdzięczę ci się.
-Nie musisz. O patrz jest Ross.
-Jeszcze raz dzięki za wszystko spk.
*W czasie drogi*
*W samochodzie Ross'a*
-Ross ty nadal masz tą bandę no nie?
-Noo...
-I nie masz zamiaru się na razie zmieniać?
-Nie.
-A przygarnąłbyś mnie?
Gdy to usłyszał zrobił wielkie oczy i mocno zakręcił samochodem zjeżdżając na parking.
-Co?!!?? Ty chcesz do mnie dołączyć?!??!?! Powiedz co się stało. To cię może przyjmę
-No bo Vanka ma chłopaka i...
-i wszystko jasne. Spoko tylko nie bądź taki grzeczny okey?
-Jasne.
-Jak tyś się upił przecież my...
-Jaki mamy miesiąc?
-Nisan. Aaaa i wszystko jasne....
-No to wieź mnie do naszego home. A tam pomożesz mi usprzątnąć szafę i zmienić mój styl.
Na początku postanowiłem się trochę po szlajać po mieście, ale i gdy to bardzo nie pomogło, postanowiłem pójść do jakiegoś baru. Zacząłem zamawiać wódkę jedna po drugiej. W koło kręciło się mnóstwo dziewczyn i nawet kilka do mnie zagadywało, ale zaraz je zbywałem, żadna nie była nawet w połowie tak dobra jak Van.
-Co problemy z dziewczyną?- zapytał barman.
-Taaa....
-Co się stało? Możesz mi powiedzieć i tak nie mam nic do roboty, a chce wiedzieć po kogo dzwonić jak się opijesz.
-Nie opije się ja wiem kiedy przestać.
-No jaaaaasnee. A teraz mów..
-No bo w dzieciństwie przyjaźniłem się z taką małą słodką brunetką. Byłem w niej zakochany i nadal jestem. Ale jakieś 11 lat temu przeprowadzili się, a mi nikt nie chciał powiedzieć dokąd. Może bali się, że bym do niej uciekł? Chociaż na pewno by tak postąpił. Ja ją kocham. Przez te wszystkie lata próbowałem się czegoś o niej dowiedzieć. I gdy ją wreszcie znalazłem i namówiłem rodzeństwo, żeby tu przylecieć to dowiaduje się, że ma chłopaka. A tak dobrze nam się gadało i wygłupiało zanim przyszedł ten pieprzony bufon.
-Ooo to trochę kiepsko.....
-Taaaa..... trochęęęę.............
*3 godziny później*
- Casper daj jeszcze jednego.
-Riker wystarczy ci. Ledwo co się na nogach trzymasz.
-Nie prawda czuję się jak nowo narodzony. Patrz mogę nawet tańczyć.
Powoli podniosłem się ze stołka i trzymając się lady utrzymałem równowagę. Gdy puściłem błąd i chciałem zacząć tańczyć upadłem na tyłek.
-Czekaj blondi już ci pomogę. Taaa a kto dzisiaj mówił, że się nie upije, bo umie zachować umiar?
-Ja chyba a co?
-No ty tak gadałeś, a co zrobiłeś? Upiłeś się. I to nieźle i jeszcze ci mało? Dzwonie po kogoś od ciebie. Daj mi swój telefon.
Bez żadnych konfliktów oddałem mu swoje urządzenie.
-Do kogo mam dzwonić?
No i tu zaczynają się schody..... Rydel by na mnie nawrzeszczała jeszcze by mi się oberwało i pewnie zabrałaby ze sobą Ell'a lub Van a to by było niebezpieczne. Van na razie nie chce widzieć bo powiedział bym coś za dużo i nasza przyjaźń mogłaby się posypać.Jak przyjedzie Rocky to pociągnie ze sobą Ell, a ten Dell. Czyli został mi tylko Ross.
-Dzwoń po Ross'a.
.............
-Będzie po ciebie za chwile. Nie chciał mi uwierzyć, że się opiłeś. Dobra zanim od tu będzie siąć przy barze, a ja ci zrobię wodę z cukrem, żeby wypłukać trochę wódki z ciebie.Tu masz kluczyk do łazienki dla personelu. Jakby co to powołuj się na mnie.
-Dzięki.
-Ciesz się, że na mnie trafiłeś inny barman wyrzucił by cię stąd na zbity pysk na chodnik.
-Od wdzięczę ci się.
-Nie musisz. O patrz jest Ross.
-Jeszcze raz dzięki za wszystko spk.
*W czasie drogi*
*W samochodzie Ross'a*
-Ross ty nadal masz tą bandę no nie?
-Noo...
-I nie masz zamiaru się na razie zmieniać?
-Nie.
-A przygarnąłbyś mnie?
Gdy to usłyszał zrobił wielkie oczy i mocno zakręcił samochodem zjeżdżając na parking.
-Co?!!?? Ty chcesz do mnie dołączyć?!??!?! Powiedz co się stało. To cię może przyjmę
-No bo Vanka ma chłopaka i...
-i wszystko jasne. Spoko tylko nie bądź taki grzeczny okey?
-Jasne.
-Jak tyś się upił przecież my...
-Jaki mamy miesiąc?
-Nisan. Aaaa i wszystko jasne....
-No to wieź mnie do naszego home. A tam pomożesz mi usprzątnąć szafę i zmienić mój styl.
piątek, 20 lutego 2015
Rozdział 45 (4/14)
Dać wam już Raurę czy was pomęczyć?
Nie no dam wam sama jestem ciekawa czy spodoba się wam mój pomysł. Z góry przepraszam za błędy ten rozdział jest pisany na telefonie. I dodaje go późno ponieważ miałam dziś spotkanie do bierzmowania :(
*Oczami Ross'a*
Gdy udałem się wykonać wyżej zamierzoną czynność (jaki profesorek się ze mnie robi heh) to za drzwiami ujrzałem......... moją starą bandę.
-Hej chłopaki co wy tu robicie?
-Jak to co przyjechaliśmy odwiedzić naszego szefuncja i mamy dla ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-Zostajemy z tobą. Kupiliśmy sobie dom koło twojego.Będziemy imprezować jak dotąd. Ooo... a kto tam się za tobą chowa?
Dopiero teraz zauważyłem, że Laura stoi za mną.
-Cześć jestem Laura. Właścicielka tego domu!!!- Przy ostatnim zdaniu patrzyła się na mnie wzrokiem mordercy, a końcówkę wykrzyczała mi prosto w twarz.
-WOW!!! Ale masz głos dziewczyno, ale obawiam się, że będziesz musiała to powtórzyć.
-Czemu?
-Bo nie równo się oplułaś.
-Ty..... ty.... durna blond małpo!!! Jak wezmę zaraz Stefanie to się nauczysz, że ze mną się nie zadziera!!!!!
-Co to za Stefania może by się ze mną umówiła.
-Morda Luke.- Nosz co to? Będzie bratać się z koleżanką mojej....... no właśnie kogo? Byłej miłości? Przyjaciółki? Znajomej? Wroga? Osoby, za która tęskniłem jak debil i którą obecnie nie widzę?
-Stefania to moja ukochana przyjaciółka- broń jest koloru czerwonego i nie zawaham się jej użyć, na którego kolwiek z was jeśli ktoś mnie obudzi z mojego słodkiego snu. Jasne debile?!?!?!??!?!
-Tak jest królowo i pani nasza.- Co za debile własnego szefa zdradzili.
-A ty blond małpo czemu nie powtarzasz tak jak reszta?
- Bo ja mam mózg i nie boję się pierwszej lepszej brunetki.
-Coś ty powiedział?
-To co słyszałaś, że nie boję się pierwszej lepszej brunetki.
-Odszczekaj to. Bo jak nie.....
-Bo jak nie to się popłaczesz? Czy może zagrozisz mi , że połamiesz sobie pazurki? Oj przynieść ci chusteczki? Chociaż nie one mogą nie wystarczyć lepiej wezmę ręcznik, taki gigant.
Gdy spojrzałem jej w oczy ujrzałem wściekłego byka, widzącego przed sobą dziko machającą, rażącą czerwienią szmatą. Gdy zdążyłem się zorientować biegła w moim kierunku i gdy chciałem uciekać to już nie miałem jak bo leżała na mnie i wykręcała mi rękę. Nie mogłem się ruszyć.
-I co nadal uważasz mnie za słabą.
-Przyznaj się co ćwiczyłaś?
-Troche karate, boksu i kixboksu z takich poważniejszych.
-A pokazać ci coś?
Wykonałem jeden mały zwinny ruch, a to ona teraz była przytrzymywana przeze mnie.
-Zostaw ją, bo zagnieciesz moją nową przyjaciółkę. Już cię lubię, bo pokazałaś, że masz siłę i odwagę się pojawić temu blond szogunowi. Wiedz, że cię nie poderwiemy, bo od dziś należysz do naszej bandy.
-Dzięki Ian, ale to mi mieliście być posłuszni i kolejny raz wam muszę o tym przypominać no ale cóż.
*********************************************************************************
Przepraszam że taki krótki ale jestem zmęczona i nie miałam siły już pisać. Miałam zebranie dziś w kościele koło 16, a do godziny 15 musiałam zajmować się siostrą i tak mi jakoś zleciało.. soo.... mam nadzieje, że mi wybaczycie następne postaram się by były normalne.
Nie no dam wam sama jestem ciekawa czy spodoba się wam mój pomysł. Z góry przepraszam za błędy ten rozdział jest pisany na telefonie. I dodaje go późno ponieważ miałam dziś spotkanie do bierzmowania :(
*Oczami Ross'a*
Gdy udałem się wykonać wyżej zamierzoną czynność (jaki profesorek się ze mnie robi heh) to za drzwiami ujrzałem......... moją starą bandę.
-Hej chłopaki co wy tu robicie?
-Jak to co przyjechaliśmy odwiedzić naszego szefuncja i mamy dla ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-Zostajemy z tobą. Kupiliśmy sobie dom koło twojego.Będziemy imprezować jak dotąd. Ooo... a kto tam się za tobą chowa?
Dopiero teraz zauważyłem, że Laura stoi za mną.
-Cześć jestem Laura. Właścicielka tego domu!!!- Przy ostatnim zdaniu patrzyła się na mnie wzrokiem mordercy, a końcówkę wykrzyczała mi prosto w twarz.
-WOW!!! Ale masz głos dziewczyno, ale obawiam się, że będziesz musiała to powtórzyć.
-Czemu?
-Bo nie równo się oplułaś.
-Ty..... ty.... durna blond małpo!!! Jak wezmę zaraz Stefanie to się nauczysz, że ze mną się nie zadziera!!!!!
-Co to za Stefania może by się ze mną umówiła.
-Morda Luke.- Nosz co to? Będzie bratać się z koleżanką mojej....... no właśnie kogo? Byłej miłości? Przyjaciółki? Znajomej? Wroga? Osoby, za która tęskniłem jak debil i którą obecnie nie widzę?
-Stefania to moja ukochana przyjaciółka- broń jest koloru czerwonego i nie zawaham się jej użyć, na którego kolwiek z was jeśli ktoś mnie obudzi z mojego słodkiego snu. Jasne debile?!?!?!??!?!
-Tak jest królowo i pani nasza.- Co za debile własnego szefa zdradzili.
-A ty blond małpo czemu nie powtarzasz tak jak reszta?
- Bo ja mam mózg i nie boję się pierwszej lepszej brunetki.
-Coś ty powiedział?
-To co słyszałaś, że nie boję się pierwszej lepszej brunetki.
-Odszczekaj to. Bo jak nie.....
-Bo jak nie to się popłaczesz? Czy może zagrozisz mi , że połamiesz sobie pazurki? Oj przynieść ci chusteczki? Chociaż nie one mogą nie wystarczyć lepiej wezmę ręcznik, taki gigant.
Gdy spojrzałem jej w oczy ujrzałem wściekłego byka, widzącego przed sobą dziko machającą, rażącą czerwienią szmatą. Gdy zdążyłem się zorientować biegła w moim kierunku i gdy chciałem uciekać to już nie miałem jak bo leżała na mnie i wykręcała mi rękę. Nie mogłem się ruszyć.
-I co nadal uważasz mnie za słabą.
-Przyznaj się co ćwiczyłaś?
-Troche karate, boksu i kixboksu z takich poważniejszych.
-A pokazać ci coś?
Wykonałem jeden mały zwinny ruch, a to ona teraz była przytrzymywana przeze mnie.
-Zostaw ją, bo zagnieciesz moją nową przyjaciółkę. Już cię lubię, bo pokazałaś, że masz siłę i odwagę się pojawić temu blond szogunowi. Wiedz, że cię nie poderwiemy, bo od dziś należysz do naszej bandy.
-Dzięki Ian, ale to mi mieliście być posłuszni i kolejny raz wam muszę o tym przypominać no ale cóż.
*********************************************************************************
Przepraszam że taki krótki ale jestem zmęczona i nie miałam siły już pisać. Miałam zebranie dziś w kościele koło 16, a do godziny 15 musiałam zajmować się siostrą i tak mi jakoś zleciało.. soo.... mam nadzieje, że mi wybaczycie następne postaram się by były normalne.
środa, 18 lutego 2015
Rozdział 44 (3/14)
*Oczami Riker'a*
No to wszystkie marzenia i plany legły w gruzach. Jak..... jak ona ma chłopaka? Zresztą co się dziwie taka wspaniała dziewczyna jak ona nie miałaby mieć chłopaka? To by było nie możliwe, zresztą moje życie nie może być nigdy proste. Może Ross ma racje że bycie dobrym nie zawsze się opłaca? Od jej wyjazdu ciągle o niej myślę. Żałuje tego czego nie udało mi się zrobić. Błagam los o kolejną szanse. Próbuje znaleźć z nią jaki ktokolwiek kontakt. Jakieś informacje jak jej się żyje. Co u niej słychać? Gdzie mieszka? Jak sobie radzi po stracie rodziców. Gdy znajduje jej adres mam za mało pewności siebie i boje się do niej napisać nawet głupi list. Całymi miesiącami namawiam rodzeństwo do przeprowadzki. Łapie się każde deski by tutaj się wprowadzić. Wreszcie przylatuje tutaj. Lece do niej jak na skrzydłach. Rozmawia nam się świetnie..... gadamy jak za dawnych lat ja wiem że nadal czuje do niej coś poważniejszego. Ja ją kocham. Nic nie jest w stanie zabić tej miłości. Zbieram się by jej to w końcu powiedzieć i w pewnym momencie jeden głupi dzwonek niszczy wszystko. Ona idzie otworzyć i wraca z nim...... Z osobą, którą najmniej bym chciał poznać..... z jej chłopakiem. Jestem cholernie zły na siebie i zazdroszczę mu, że miał odwagę jej to powiedzieć i, że są razem. Dokonał czegoś o czym marzyłem w najskrytszych snach. Przez te wszystkie lata śniłem jak pięknie wygląda, jak się zachowuje, jak zabieram ją na romantyczne randki, oświadczam się jej, bierzemy ślub, oznajmia mi, że jest ze mną w ciąży i wreszcie jak wychowujemy gromadkę dzieci.
-Miło mi Riker jestem. Dawny przyjaciel tej o to tu pięknej damy.
- Jake. Chłopak tej pięknej damy. Miło mi cię poznać. Czyli to twoje zdjęcia są w pokoju mojej ukochanej?
-Masz moje zdjęcia? Oooo........ jak miło, że o mnie nie zapomniałaś.
- No jak bym mogła. Byłeś jedynym chłopakiem, który bawił się ze mną w dom i lalkami.
-Taaaa pamiętam jak raz przebrałaś mnie za księżniczkę.
-Ale nie miałeś nic przeciwko.
- Tobie nie wolno się sprzeciwiać to jak niby miałem to zrobić.
- Pamiętaj, że my mówiliśmy sobie wszystko.
-Ta-ak masz racje. Dobra nie przeszkadzam wam. Miłej zabawy życzę. A właśnie Jake mam do ciebie jedną prośbę. Proszę nie skrzywdź jej bo jest ważna dla mnie i mojego rodzeństwa. I jak jej chociaż włos z głowy spadnie to znajdziemy cię chociażby i w piekle i pożałujesz tego jak niczego innego. Jasne?
-Nie masz się co martwić nie skrzywdzę jej. Jest dla mnie ważna i nie mógłbym mieć złe zamiary względem niej.
-Dobra to jeszcze raz miłej zabawy i pa.
-Cześć.
*Oczami Rydel*
Pobiegliśmy szybko na huśtawki. Ell dobiegł pierwszy i zajął jedną z nich gdy chciałam usiąść na drugiej okazała się popsuta.
-Ejjj.... gdzie ja mam się teraz huśtać?
- Co się stało Rydel?
-Moja huśtawka jest popsuta.
-Oj nie przejmuj się podejdź tu do mnie.
-No, ale po co?
-No podejdź Ryd jak cię proszę. Podejdź tak jak ja siedzę.....(Kaźmisz no podejdź do płota :) )
- NO dobra......
Wykonałam polecenie Ell'a a on odwrócił mnie do siebie plecami i pociągnął na kolana.
-To teraz razem się po huśtamy.
-Ale jak spadniemy? Jak ja spadnę? Albo złamiemy huśtawkę?
- Spokojnie nie masz co się martwić. Jak złamiemy to odkupie, a jak upadnie to dostaniesz darmowy masaż a la Ell w miejscu gdzie cię będzie boleć.
- Ell nie przesadzasz trochę?
-Nawet trochę bardzo. A co nie mogę?
- No wiesz co z takim tekstem do przyjaciółki?
-Bo dbam o tą przyjaciółkę, a teraz się o nic nie martw tylko trzymaj się mnie mocno. Jak chcesz możesz usiąść do mnie przodem tak, żeby nogi wisiały ci po przeciwnej stronie do moich.
-Jak mnie upuścisz to nie żyjesz.
-Nie mam zamiaru cię puszczać tak mi dobrze.............................................................
*Oczami Rocky'ego*
Nosz kurcze ja się tak nie bawię. Mieliśmy iść na wspólny spacer a teraz oni huśtają się, a Ell podrywa moją siostrę..... Zaraz zaraz co on robi?!!?!?!?!? Ja mu dam ale nie teraz, teraz jest Ryd a to by mogło być groźne. Wezmę się za to w zaciszu domowym. A teraz możecie się zapytać co robię. Nie pytacie się? To co i tak wam powiem. Kręcę się właśnie na karuzeli i dosiadła się do mnie mała dziewczynka. Kurde Ell i Ryd mają siebie reszta też kogoś ma tylko nie ja.
-Hej dziewczynko.
-Hej Rocky.
-Co? Skąd wiesz jak mam na imię?
-Moja siostra lubi cię słuchać i ja też.
-Ahaa..... a co robisz?
-K ręce się.....razem z tobą. Nie widzisz? Czy tylko udajesz?
-A co ty na ciasto i czekoladę? Lub lody? Ja stawiam.
-Chętnie, ale jesteś dla mnie za stary i nie umawiam się jeszcze na randki za to moja siostra chętnie się z tobą umówi i jest w twoim wieku. Zaczekaj zawołam ją. Vicky!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Co się stało Ally?
Gdy ujrzałem Victorię....myślałem, że zemdleje. Wyglądała bosko. Brunetka z długimi kręconymi włosami, o ciemnych oczach, a do tego wysoka i szczupła.
-Hej Victoria jestem, a znajomi mi mówią Vicky.
-A ja jestem zachwycony, znaczy mam na imię..... no ten....jak ja mam na imię....?
-Rocky.- podpowiedziała mi mała Ally, jakie to kochane dziecko.....
-A tak mam na imię Rocky. Mi również miło..... no ten....
-Rocky chciał cię zaprosić na lody lub ciastko z czekoladą. Zgodzisz się prawda Vicky?
-Mała nie wolno tak. To nie polega na tym, że gdy widzisz chłopaka to krzyczysz, a ja przychodzę i wtedy umawiasz go ze mną na siłę na randkę.
-Nie nie krzycz na nią. Ja na prawdę chciałbym się z tobą umówić. Tylko pytanie czy ty chcesz?
********************************************************************************
Proszę oto kolejny rozdział w następnym z okazji, że to będzie 69 post możecie się spodziewać czegoś specjalnego, a w następnych rozdziałach planuje trochę więcej akcji. Tylko boję się, że to wszystko za szybko idzie, ale cóż. Wkrótce dodam Vicky, Jake, Ally i resztę do bohaterów, a na razie żegnam. Proszę komentować i co sądzicie o pomyśle w zamian za 2 rozdziały dalsza część os. ?
Proszę oto dwie piosenki super dziewczyn. Dla mnie brzmią pięknie. Same napisały melodie słowa no i same zaśpiewały. Zgodzicie się chyba ze mną, że mają wielki talent.
wtorek, 17 lutego 2015
Rozdział 43 (2/14)
Dziś już drugi obiecany rozdział.
*Ross'a*
No nie powiem. Laura od zawsze była ładna, ale teraz przechodzi już samą siebie. Do tego z charakteru..... wydaje mi się że wcale się nie zmieniła, a ja no cóż kochałem ją kiedyś za ogół. Ale nie mogę się znów w niej zakochać. Musze tego dopilnować żeby żadnej głupoty nie zrobić. W końcu jestem bad boyem i za długo pracowałem nad swoim image, żeby teraz to wszystko delikatnie mówić zmienić. Rodzeństwo myśli, że to mnie ,,wyleczy'' ten cały wyjazd i to, że spotkam siostry Marano. Riker..... no cóż może on się cieszy, ale ja nie bardzo. No bo z czego mam się niby cieszyć moi kumple zostali tam, a tu znowu będę musiał do tego dać paru ważniejszym osobom w pysk, żeby znowu zyskać szacunek..... Moje ,,rozmyślania'' przerwał mój telefon. Dzwonił Luke.
Rozmowa telefoniczna:
-No co tam stary? Mówiłem wam, że wyjeżdżam i mnie nie będzie.
-Hej. Wiemy, że się przeprowadziłeś. Ale chcieliśmy się dowiedzieć gdzie mieszkasz?
-A po co ci to?
-No co kumplowi nie powiesz?
-Gadaj co chcesz.
-Ja nic nie chce. Dobra może jednak chce.... chce ci wysłać nasze ,,pamiątki''. W końcu jakiś ślad musisz mieć naszych zabaw.
-Spoko zaraz wyśle ci sms-em.
-Dzięki. Trzymaj sie.
Żałuje, że ich tu nie ma ale cóż ja mogę z tym zrobić. Nic. Dobra posłucham sobie o czym gada moje rodzeństwo, ale najpierw skocze do kuchni po coś do picia. Ooo no proszę kogo my tutaj mamy....?
-Hej Sówko.
-Co? O co ci znowu chodzi?
-O nic.
-To czemu nazwałeś mnie sową?
-Bo masz duuuuuże oczy i jesteś mądralińska, a i zaczniesz nocny tryb życia.
-A czemu mam go zaczynać?
-No jak to czemu? No halooo kto by z takim ciachem jak ja nie chciał spędzić nocy? PRZYNAJMNIEJ JEDNEJ.
-Ja.
-Co ty?
- Ja za żadne skarby świata nie zgodziłabym się.
-Zobaczysz jeszcze sama będziesz chciała i będziesz się mnie o to błagać.
-Posłuchaj nie dam się tak jak inne puste lalki.
-Taaaa może ty po prostu jesteś jeszcze dziewicą.?
-A co ci do tego?
-Widziałem. Dlatego taka jesteś.
-Jaka? Mądra, rozważna?
-Nie wstydliwa i strachliwa oraz masz zachowanie STAREJ ZAKONNICY.
-Że co prosze?
Naszą ,,rozmowę'' przetwał dzwonek do drzwi.
-Pogadałbym sobie jeszcze trochę z tobą, ale pójdę otworzyć drzwi.
Gdy udałem się wykonać wyżej zamierzoną czynność (jaki profesorek się ze mnie robi heh) to za drzwiami ujarzałem.........
*Oczami Riker'a*
Strasznie się cieszę, że znowu mogę zobaczyć Vanessę strasznie za nią tęskniłem.
- Co wy na to, żeby iść na mały spacer?
-Bardzo bym chciała Rocky, ale muszę ugotować obiad.
-To ja ci pomogę.
-Riker jesteście moimi i Lau gośćmi i nie pozwolę wam gotować.
-A właśnie Vanessa wiem, że stawiamy was w ciężkiej sytuacji, ale moglibyśmy z wami zamieszkać dopóki nie wyremontujemy i nie umeblujemy naszego domu?
-Ok. Nie ma sprawy. Jakoś się podzielimy.
-No to robimy tak. Rydel z Rocky'm i Ell'em idą na spacer a ja ci pomagam w kuchni. Młodzi niech mają czas dla siebie. Może Lau odmieni tego debila.
-Masz racje. To choć mi pomożesz, a wy już lećcie. Jak coś to masz mój telefon Ryd.
-Ona miała twój numer?!?!?!!??!@?!?!? A ja nie?!?!?!?
-No a niby skąd bym wiedziała gdzie mieszkają i wogóle? Jednak z ciebie to prawdziwy blondyn. No way..... To my lecimy bye........
-No to zostaliśmy sami.
-Tak chodź do kuchni trzeba się brać za robote.
*30 minut później*
Strasznie fajnie gotuje mi się z Van. Znowu gadamy jak za dawnych czasów. A propo dawnych czasów nadal czuję do niej to coś ...... wiem, że miałem jej powiedzieć przed tym wszystkim, przed tą kłótnią i katastrofą..... może teraz to wszystko by inaczej wyglądało. No, ale cóż stchórzyłem. Więc postanowiłem teraz nadrobić swój błąd.
-Van.... Tak?
-Bo musze ci coś powiedzieć.... bo ja.....
Cholerny dzownek.
-Zaczekaj otworze tylko.
Durna złośliwość, ale nie stchórze nie tym razem nic mnie nie powstrzyma...
-Hej Riker chciałam ci kogoś przedstawić. To Jake mój chłopak.
I w tej właśnie cały mój świat legnął w gruzach..................
*Oczami Rydel*
-No jak myślicie chłopaki Riker powiedział Van co czuje?
- Jasne. Pewnie jak wrócimy będą sie obściskiwać. Riker'em się tak bardzo nie martwię jednak jak Ross'em w końcu to mój kumpel i traktuje go jak brata.
-Ross też się zmieni, wszystko dzięki siostrą Marano. Zobaczycie one sprawią, że wszystko nam się ułoży. Dobra jesteśmy na spacerze powinniśmy się cieszyć piękną pogodą, a nie martwić naszymi problemami.
-Dobra to co chłopaki robimy napad..... na plac zabaw?
-Czemu by nie. To co Ryd my bierzemy huśtawki?
-Jeszcze się pytasz?
*Oczami Rocky'ego*
Super zapomnieli o mnie. Ja im dam. O nie są tylko dwie huśtawki nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...... Co ja biedny pocznę...? A dobra lecę na karuzelę.
-Czekajcie na mnie!!!!!!!!!!!!!!!! Jeszcze jaaaa......
**********************************************************************************
Kolejny rozdział dla was. Dziś jeśli będzie dużo komów to dodam nexta . :) A jeśli nie znajdę czasu to jutro, ale napewno pojawi się w ciągu 24 godzin.
Komentujcie. To nieźle motywuje.
Rozdziały włącznie z wczorajszym mogą być słabe, bo mam taki mały brak weny, a chce dotrzymać słowa. Dobra miłego dnia życze. I żeby nauczyciele odpuścili tym osobą co chodzą do szkoły. A komu się nudzi w ferie to pisać mi w komach. Chętnie z kimś koresponduje :) Matko ciężki ten wyraz :)
Niepozorna :)
****
*Ross'a*
No nie powiem. Laura od zawsze była ładna, ale teraz przechodzi już samą siebie. Do tego z charakteru..... wydaje mi się że wcale się nie zmieniła, a ja no cóż kochałem ją kiedyś za ogół. Ale nie mogę się znów w niej zakochać. Musze tego dopilnować żeby żadnej głupoty nie zrobić. W końcu jestem bad boyem i za długo pracowałem nad swoim image, żeby teraz to wszystko delikatnie mówić zmienić. Rodzeństwo myśli, że to mnie ,,wyleczy'' ten cały wyjazd i to, że spotkam siostry Marano. Riker..... no cóż może on się cieszy, ale ja nie bardzo. No bo z czego mam się niby cieszyć moi kumple zostali tam, a tu znowu będę musiał do tego dać paru ważniejszym osobom w pysk, żeby znowu zyskać szacunek..... Moje ,,rozmyślania'' przerwał mój telefon. Dzwonił Luke.
Rozmowa telefoniczna:
-No co tam stary? Mówiłem wam, że wyjeżdżam i mnie nie będzie.
-Hej. Wiemy, że się przeprowadziłeś. Ale chcieliśmy się dowiedzieć gdzie mieszkasz?
-A po co ci to?
-No co kumplowi nie powiesz?
-Gadaj co chcesz.
-Ja nic nie chce. Dobra może jednak chce.... chce ci wysłać nasze ,,pamiątki''. W końcu jakiś ślad musisz mieć naszych zabaw.
-Spoko zaraz wyśle ci sms-em.
-Dzięki. Trzymaj sie.
Żałuje, że ich tu nie ma ale cóż ja mogę z tym zrobić. Nic. Dobra posłucham sobie o czym gada moje rodzeństwo, ale najpierw skocze do kuchni po coś do picia. Ooo no proszę kogo my tutaj mamy....?
-Hej Sówko.
-Co? O co ci znowu chodzi?
-O nic.
-To czemu nazwałeś mnie sową?
-Bo masz duuuuuże oczy i jesteś mądralińska, a i zaczniesz nocny tryb życia.
-A czemu mam go zaczynać?
-No jak to czemu? No halooo kto by z takim ciachem jak ja nie chciał spędzić nocy? PRZYNAJMNIEJ JEDNEJ.
-Ja.
-Co ty?
- Ja za żadne skarby świata nie zgodziłabym się.
-Zobaczysz jeszcze sama będziesz chciała i będziesz się mnie o to błagać.
-Posłuchaj nie dam się tak jak inne puste lalki.
-Taaaa może ty po prostu jesteś jeszcze dziewicą.?
-A co ci do tego?
-Widziałem. Dlatego taka jesteś.
-Jaka? Mądra, rozważna?
-Nie wstydliwa i strachliwa oraz masz zachowanie STAREJ ZAKONNICY.
-Że co prosze?
Naszą ,,rozmowę'' przetwał dzwonek do drzwi.
-Pogadałbym sobie jeszcze trochę z tobą, ale pójdę otworzyć drzwi.
Gdy udałem się wykonać wyżej zamierzoną czynność (jaki profesorek się ze mnie robi heh) to za drzwiami ujarzałem.........
*Oczami Riker'a*
Strasznie się cieszę, że znowu mogę zobaczyć Vanessę strasznie za nią tęskniłem.
- Co wy na to, żeby iść na mały spacer?
-Bardzo bym chciała Rocky, ale muszę ugotować obiad.
-To ja ci pomogę.
-Riker jesteście moimi i Lau gośćmi i nie pozwolę wam gotować.
-A właśnie Vanessa wiem, że stawiamy was w ciężkiej sytuacji, ale moglibyśmy z wami zamieszkać dopóki nie wyremontujemy i nie umeblujemy naszego domu?
-Ok. Nie ma sprawy. Jakoś się podzielimy.
-No to robimy tak. Rydel z Rocky'm i Ell'em idą na spacer a ja ci pomagam w kuchni. Młodzi niech mają czas dla siebie. Może Lau odmieni tego debila.
-Masz racje. To choć mi pomożesz, a wy już lećcie. Jak coś to masz mój telefon Ryd.
-Ona miała twój numer?!?!?!!??!@?!?!? A ja nie?!?!?!?
-No a niby skąd bym wiedziała gdzie mieszkają i wogóle? Jednak z ciebie to prawdziwy blondyn. No way..... To my lecimy bye........
-No to zostaliśmy sami.
-Tak chodź do kuchni trzeba się brać za robote.
*30 minut później*
Strasznie fajnie gotuje mi się z Van. Znowu gadamy jak za dawnych czasów. A propo dawnych czasów nadal czuję do niej to coś ...... wiem, że miałem jej powiedzieć przed tym wszystkim, przed tą kłótnią i katastrofą..... może teraz to wszystko by inaczej wyglądało. No, ale cóż stchórzyłem. Więc postanowiłem teraz nadrobić swój błąd.
-Van.... Tak?
-Bo musze ci coś powiedzieć.... bo ja.....
Cholerny dzownek.
-Zaczekaj otworze tylko.
Durna złośliwość, ale nie stchórze nie tym razem nic mnie nie powstrzyma...
-Hej Riker chciałam ci kogoś przedstawić. To Jake mój chłopak.
I w tej właśnie cały mój świat legnął w gruzach..................
*Oczami Rydel*
-No jak myślicie chłopaki Riker powiedział Van co czuje?
- Jasne. Pewnie jak wrócimy będą sie obściskiwać. Riker'em się tak bardzo nie martwię jednak jak Ross'em w końcu to mój kumpel i traktuje go jak brata.
-Ross też się zmieni, wszystko dzięki siostrą Marano. Zobaczycie one sprawią, że wszystko nam się ułoży. Dobra jesteśmy na spacerze powinniśmy się cieszyć piękną pogodą, a nie martwić naszymi problemami.
-Dobra to co chłopaki robimy napad..... na plac zabaw?
-Czemu by nie. To co Ryd my bierzemy huśtawki?
-Jeszcze się pytasz?
*Oczami Rocky'ego*
Super zapomnieli o mnie. Ja im dam. O nie są tylko dwie huśtawki nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...... Co ja biedny pocznę...? A dobra lecę na karuzelę.
-Czekajcie na mnie!!!!!!!!!!!!!!!! Jeszcze jaaaa......
**********************************************************************************
Kolejny rozdział dla was. Dziś jeśli będzie dużo komów to dodam nexta . :) A jeśli nie znajdę czasu to jutro, ale napewno pojawi się w ciągu 24 godzin.
Komentujcie. To nieźle motywuje.
Rozdziały włącznie z wczorajszym mogą być słabe, bo mam taki mały brak weny, a chce dotrzymać słowa. Dobra miłego dnia życze. I żeby nauczyciele odpuścili tym osobą co chodzą do szkoły. A komu się nudzi w ferie to pisać mi w komach. Chętnie z kimś koresponduje :) Matko ciężki ten wyraz :)
Niepozorna :)
****
poniedziałek, 16 lutego 2015
Rozdział 42 (1/14)
Obudziło mnie zimno przeszywające moje ciało. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam nad sobą...... Vaness'e.
-Gdzie jest Ross? Co my robimy w naszym starym domu? Wytłumaczysz mi to?
- Jak to co mieszkamy tutaj. Pamięć ci wróciła z dzieciństwa?
- Nie wróciła tylko pamiętam przecież ostatnie pół roku spędziłyśmy z Lynch'ami. Nie pamiętasz co przeżyłyśmy? Porwanie chłopaków? To że chodzisz z Riker'em? Wasz wyjazd? Wyjazd Rydellington? Święta?
- Laura dobrze się czujesz? Przecież my się nigdzie nie pyhrzeprowadziłyśmy. Nie spotkałyśmy Lynch'ów. Dobrze się czujesz? Pewnie to wszystko ci się przyśniło, twoja podświadomość podsyła ci osoby z dzieciństwa i przypuszczalne obrazy jak mogą teraz wyglądać i się zachowywać. A teraz koniec tego ogarnij się dziś są walentynki. Wstawaj i ruszaj na podbój miasta i chłopaków.
-Ale Van ja na naprawdę to przeżyłam. Ty też. Dlaczego tego nie pamiętasz?
-Bo to się nigdy nie stało więc nie mam co pamiętać. Laura daj spokój my mieszkamy gdzie indziej niż oni i raczej nie planuje na razie żadnej przeprowadzki. Więc wstań i się w końcu ogarnij. Mówię to dla twojego dobra.
-Dobra dam już spokój...... możesz wyjść z mojego pokoju? Chce się ubrać.
-Jasne już lecę......
*Parę godzin później- koło godziny 15*
Siedziałam sobie spokojnie z Van u nas w salonie i oglądaliśmy ,,Walentynki'', ale w pewnym momencie nas seans przerwał dzwonek do drzwi..... Ja nie miałam zamiaru wstać i wyglądało na to, że Van też się nie chce.
-Van idź otwórz.
-To zrób ty to MŁODA.
-Mi się nie chce.
-Mi też.
-Ja nie wstane
-To dzwonek nie przestanie dzwonić, a dobrze wiesz, że to ciebie denerwują takie rzeczy, a nie mnie.
-Dobra niech ci będzie idę otworzyć.
-Yeeey.... z góry wiedziałam, że wygram, ale jednak mam tę satysfakcję.
Zgodnie z moimi wcześniejszymi ,,zadaniem'' poszłam otworzyć. Gdy uchyliłam,, kawałek drewna'' oddzielający mój świat od zewnętrznego ujrzałam..................... Lynch'ów.
-Co wy tu robicie? Znaczy..... o matko nawet nie macie pojęcia jak się ciesze, że was widzę....
-Pamięć ci wróciła?
-Niestety nie Ryd, ale miałam dziwny sen i tak troche was pamiętam. A gdzie jest Ross?
-Zaraz przyjdzie ale nie jestem pewna czy chcesz go widzieć i tak jakby na nowo poznać.
-Czemu coś się stało? A właśnie wejdźcie do domu. Zapraszam do salonu Vanka tam siedzi.
Po moich słowach Riker pobiegł tam jak torpeda.
-Oj się biedak stęsknił za Vanką. Dobra to co z tym Rossem?
-Jakieś 8 miesięcy temu odzyskał pamięć. Nikt nie wie jak i gdzie, ale później przez ponad miesiąc nie wychodził z pokoju. Nic nie chciał jeść i pić musieliśmy wmuszać wszystko w niego. W końcu gdy wyszedł z pokoju stał się bad boy'em. Zaczął codziennie imprezować, pyskować i przestał z nami rozmawiać. Próvowaliśmy wszystkich sposobów żeby wrócił nasz dawny braciszek. Co najgorsze zaczął wykorzystywać dziewczyny i w ciągu dnia może mieć ich nawet kilka. Mieliśmy nadzieje, że może przeproqadzka coś da. Noi jesteśmy. Oto nasza, jego krótka historia.
Gdy tak wszyscy siedzieliśmy i gadaliśmy usłyszałam dzwonek. Domyślając się kto to pobiegła je otworzyć. Gdu to zrobiłam ujrzałam Ross'a, który opierał sieę nonszalancko o futryne drzwi.
-Hej. Słyszałam że odzyskałeś pamięć. A ja ciebie pamiętam bo miałam dziś porąbany sen i strasznie się cieszę, że cie widze. Nawet nie wiesz jak tęskniłam.
-Taaaa..... wyluzuj mała. Nie podniecaj się tak. Zaczekaj do wieczora. Ja też się ciesze, że pamiętasz moje imie bo bedzie je krzyczeć dziś całą noc. A teraz sory, ale troche tu chłodno i mam ochote się coś napić.
- Matko jakiś ty chamski. I nie zwracaj się tak do mnie.
-Jasne księżniczko, gdzie reszta?
- Są w salonie.drugie drzwi po lewej.
-Dobra. A właśnie kopsnełabyś się do lodówki po piwo.
-Ale my nie mamy piwa.
-To idź i je kup. Matko kobietoyślałabyś troche.
- Posłuchaj. Wnerwia mnie to jak się do mnie odnosisz. Nie jestem twoją służącą, żeby latać ci po piwo czy po co kolwiek innego. Rydel miała racje żałuję, że znów cię spotkałam. Nie wierze że mogłeś się, aż tak zmienić. To nie normalne kiedś dałabym się za ciebie pokroić, a teraz sama bym cię pokroiła. Grrr...
-Już skończyłaś? To dobrze bo łep mnie strasznie boli a twój pisk w niczym mi nie pomaga.
- Nie no ja z tobą zwariuje. Idź już lepiej do tego salonu bo coś ci zrobie.
*******************************************
Hej tu Niepozorna. Mam właśnie ferie a to jeden z 14 obiecanych rozdziałów. Od dziś przez pozostałe 13 dni postaram się dodawać codziennie chyba że czasami będe dawać 2 rozdziały w ciągu dnia. A właśnie mam propozycję by wzamian za dwa rozdziały, ktore mam napisac dodac kolejną cześć one-shota. Co o tym myślicie? Mam nadzieje że będzie qięcej niż 5 komów a teraz kończe bo za chwile na 4fun tv bedzie chcesz masz. Licze na jakąś piosenkę R5.
-Gdzie jest Ross? Co my robimy w naszym starym domu? Wytłumaczysz mi to?
- Jak to co mieszkamy tutaj. Pamięć ci wróciła z dzieciństwa?
- Nie wróciła tylko pamiętam przecież ostatnie pół roku spędziłyśmy z Lynch'ami. Nie pamiętasz co przeżyłyśmy? Porwanie chłopaków? To że chodzisz z Riker'em? Wasz wyjazd? Wyjazd Rydellington? Święta?
- Laura dobrze się czujesz? Przecież my się nigdzie nie pyhrzeprowadziłyśmy. Nie spotkałyśmy Lynch'ów. Dobrze się czujesz? Pewnie to wszystko ci się przyśniło, twoja podświadomość podsyła ci osoby z dzieciństwa i przypuszczalne obrazy jak mogą teraz wyglądać i się zachowywać. A teraz koniec tego ogarnij się dziś są walentynki. Wstawaj i ruszaj na podbój miasta i chłopaków.
-Ale Van ja na naprawdę to przeżyłam. Ty też. Dlaczego tego nie pamiętasz?
-Bo to się nigdy nie stało więc nie mam co pamiętać. Laura daj spokój my mieszkamy gdzie indziej niż oni i raczej nie planuje na razie żadnej przeprowadzki. Więc wstań i się w końcu ogarnij. Mówię to dla twojego dobra.
-Dobra dam już spokój...... możesz wyjść z mojego pokoju? Chce się ubrać.
-Jasne już lecę......
*Parę godzin później- koło godziny 15*
Siedziałam sobie spokojnie z Van u nas w salonie i oglądaliśmy ,,Walentynki'', ale w pewnym momencie nas seans przerwał dzwonek do drzwi..... Ja nie miałam zamiaru wstać i wyglądało na to, że Van też się nie chce.
-Van idź otwórz.
-To zrób ty to MŁODA.
-Mi się nie chce.
-Mi też.
-Ja nie wstane
-To dzwonek nie przestanie dzwonić, a dobrze wiesz, że to ciebie denerwują takie rzeczy, a nie mnie.
-Dobra niech ci będzie idę otworzyć.
-Yeeey.... z góry wiedziałam, że wygram, ale jednak mam tę satysfakcję.
Zgodnie z moimi wcześniejszymi ,,zadaniem'' poszłam otworzyć. Gdy uchyliłam,, kawałek drewna'' oddzielający mój świat od zewnętrznego ujrzałam..................... Lynch'ów.
-Co wy tu robicie? Znaczy..... o matko nawet nie macie pojęcia jak się ciesze, że was widzę....
-Pamięć ci wróciła?
-Niestety nie Ryd, ale miałam dziwny sen i tak troche was pamiętam. A gdzie jest Ross?
-Zaraz przyjdzie ale nie jestem pewna czy chcesz go widzieć i tak jakby na nowo poznać.
-Czemu coś się stało? A właśnie wejdźcie do domu. Zapraszam do salonu Vanka tam siedzi.
Po moich słowach Riker pobiegł tam jak torpeda.
-Oj się biedak stęsknił za Vanką. Dobra to co z tym Rossem?
-Jakieś 8 miesięcy temu odzyskał pamięć. Nikt nie wie jak i gdzie, ale później przez ponad miesiąc nie wychodził z pokoju. Nic nie chciał jeść i pić musieliśmy wmuszać wszystko w niego. W końcu gdy wyszedł z pokoju stał się bad boy'em. Zaczął codziennie imprezować, pyskować i przestał z nami rozmawiać. Próvowaliśmy wszystkich sposobów żeby wrócił nasz dawny braciszek. Co najgorsze zaczął wykorzystywać dziewczyny i w ciągu dnia może mieć ich nawet kilka. Mieliśmy nadzieje, że może przeproqadzka coś da. Noi jesteśmy. Oto nasza, jego krótka historia.
Gdy tak wszyscy siedzieliśmy i gadaliśmy usłyszałam dzwonek. Domyślając się kto to pobiegła je otworzyć. Gdu to zrobiłam ujrzałam Ross'a, który opierał sieę nonszalancko o futryne drzwi.
-Hej. Słyszałam że odzyskałeś pamięć. A ja ciebie pamiętam bo miałam dziś porąbany sen i strasznie się cieszę, że cie widze. Nawet nie wiesz jak tęskniłam.
-Taaaa..... wyluzuj mała. Nie podniecaj się tak. Zaczekaj do wieczora. Ja też się ciesze, że pamiętasz moje imie bo bedzie je krzyczeć dziś całą noc. A teraz sory, ale troche tu chłodno i mam ochote się coś napić.
- Matko jakiś ty chamski. I nie zwracaj się tak do mnie.
-Jasne księżniczko, gdzie reszta?
- Są w salonie.drugie drzwi po lewej.
-Dobra. A właśnie kopsnełabyś się do lodówki po piwo.
-Ale my nie mamy piwa.
-To idź i je kup. Matko kobietoyślałabyś troche.
- Posłuchaj. Wnerwia mnie to jak się do mnie odnosisz. Nie jestem twoją służącą, żeby latać ci po piwo czy po co kolwiek innego. Rydel miała racje żałuję, że znów cię spotkałam. Nie wierze że mogłeś się, aż tak zmienić. To nie normalne kiedś dałabym się za ciebie pokroić, a teraz sama bym cię pokroiła. Grrr...
-Już skończyłaś? To dobrze bo łep mnie strasznie boli a twój pisk w niczym mi nie pomaga.
- Nie no ja z tobą zwariuje. Idź już lepiej do tego salonu bo coś ci zrobie.
*******************************************
Hej tu Niepozorna. Mam właśnie ferie a to jeden z 14 obiecanych rozdziałów. Od dziś przez pozostałe 13 dni postaram się dodawać codziennie chyba że czasami będe dawać 2 rozdziały w ciągu dnia. A właśnie mam propozycję by wzamian za dwa rozdziały, ktore mam napisac dodac kolejną cześć one-shota. Co o tym myślicie? Mam nadzieje że będzie qięcej niż 5 komów a teraz kończe bo za chwile na 4fun tv bedzie chcesz masz. Licze na jakąś piosenkę R5.
niedziela, 8 lutego 2015
Rozdział 41
Chodziliśmy wśród zielonych choinek już dwie godziny. Nie mogliśmy dojść do porozumienia.
-A ta?-zapytałam po raz setny dzisiejszego popołudnia.
-Nieee... Zbyt rozłożysta i za niska.-skomentował Ross. Ja tylko westchnęłam krzywiąc się przy tym lekko. Czemu on musi być taki wybredny? Odrzucił już kilkanaście propozycji, a przecież to tylko choinka! Przeszliśmy kilka metrów, po czym wskazałam na kolejne drzewko.
-Może ta?-spojrzałam na niego. Patrzył na nie chwilkę, a potem zwrócił się do mnie.
-Nie. Mi się nie podoba.-stwierdził.
-W takim razie co jest w niej nie tak?
-Nie wiem... Po prostu jest brzydka.
-Ugh! Błagam! Będzie stała jakieś trzy tygodnie, a potem się wyrzuci!-wybuchłam. Za to Ross wyglądał jakbym co najmniej obraziła jego matkę. (wspaniała kobieta) Był oburzony.
-Jak śmiesz tak mówić! Choinka to nieodłączny element świąt! To tak jak Święty Mikołaj (który swoją drogą na prawdę istnieje) bez prezentów.! No jak ty to sobie wyobrażasz?!-jeszcze przez chwilę miałam nadzieję, że jednak żartuje, ale jego wzrok świadczył, że mówi poważnie... Załamałam ręce.
-To może ja ciebie tu zostawię, w spokoju wybierzesz choinkę, a ja pojadę do domu, bo zaraz nie wytrzymam i gołymi rękami cię uduszę.-warknęłam przystawiając ręce do jego szyi...
-Okej, okej...-przestraszył się.-Co ty się tak unosisz? Okresu dostałaś?-tylko zgromiłam go wzrokiem.
-Dzwoń jak skończysz-rzuciłam odwracając się na pięcie. Kiedy weszłam do domku pomyślałam, że właściwie to Rikessa nie ma tu żadnych świątecznych ozdób. Postanowiłam więc wrócić do miasta i kupić coś jeszcze przed powrotem Ross'a. Najbliższym sklepem okazał się całodobowy supermarket, w którym roiło się od różnych świątecznych promocji, więc czemu by nie skorzystać? Szybko wybrałam kolor bombek, lampki i inne zawieszki na choinkę. Kupiłam jeszcze ozdóbki, które były mi potrzebne i gdy już wychodziłam ze sklepu zadzwonił mi telefon:
Tak słucham.
Znalazłem.
A kto mówi?
To ja Ross.
A co znalazłeś?
Wymarzoną cudną i idealną choinkę.
I dla tego się tak ekscytujesz?
NO!! Jak ją zobaczysz to zemdlejesz z wrażenia. Gwarantuje ci.
I tylko dlatego do mnie dzwonisz?
Nie. Mam dwie sprawy.
No dawaj. Romeo.
Więc pierwsza, żebyś po mnie przyjechała. A druga przywieź jakieś 2000 $ więcej
Co?!!?!?Po co ci aż tyle? Po co ci w ogóle ta kasa?!?!?!?! Przecież na choinkę miałeś!!!!
Wiem ale wynikły małe komplikacje i tak jakoś wyszło.... a to wszystko przywieź mi na policje..... Tylko nie krzycz.
Na policje?!??!?!
Proszeeeeeeee.....................
No dobra później pogadamy....
*30 minut później*
Gdy dojechałam już na komisariat i weszłam do wewnątrz to jakiś miły policjant zaprowadził mnie do celi w której siedział Ross.
-Za co go wsadziliście?
- Nie pochwalił się pani?
-Nie.
-Na początku zaczął wrzeszczeć na sprzedawce że mają do niczego te choinki i wszystkie powinno się wziąć na opał, a następnie zaczął wyzywać sprzedawce, a gdy zobaczył ,,wymarzoną'' choinkę, którą ktoś chciał kupić to na początku próbował przekupić tego pana a następnie gdy to nie podziałało zaczął i jemu grozić. Ostatecznie rzucił się na tego pana i nie wiele brakowało by go pobił. Na szczęście szybka reakcja policji zapobiegła tragedii. A teraz za wykupienie tego rzezimieszka trzeba zapłacić 2000$.
-Dobrze niech będzie ale mogę się sama z nim rozprawić?
-Oczywiście młoda damo.
-To niech go pan tylko wyprowadzi.
-Już.
Po otworzeniu drzwi z pomieszczenia wyszedł Ross z miną zbitego szczeniaczka.
-Dziękuje ci moja o pani.
-Ty nie dziękuj mi debilu jeden !!!! Jak śmiałeś tak się zachować. To szczyt szczeniactwa i braku kultury. Nasi rodzice jak i rodzeństwo inaczej nas wychowywali. Swoim zachowaniem nie okazujesz im nawet grama szacunku.
-Oj chłopie szkoda mi ciebie. Ale wiesz twoja narzeczona lub żona ma racjie. Trzeba było się opanować w porę.
-Ale to nie moja żona ani narzeczona.
-A co dziewczyna? To pora się jej już oświadczyć.
-To nie jest moja dziewczyna. To tylko koleżanka.
-Wracaj do celi i wyjdziesz z niej gdy postanowisz zmienić waszą relację na przynajmniej chodzenie ze sobą.
-Ale ja nie muszę tam wracać. Ja wiem, że mi na niej naprawdę zależy i kocham ją. Chciałbym żebyśmy byli razem a w przyszłości urodziła by mi gromadkę dzieci, którą zrobiłbym jej w pocie czoła. Pytanie tylko czy chce?
-Jasne że chce. Ross... nie mogłeś tego wcześniej powiedzieć?
Po wypowiedzeniu tego zdania (?) zaczęliśmy się namiętnie całować, ale przerwało nam chrząkanie policjanta.
-Wiem, że się cieszycie i w ogóle, ale może wpłaćcie nam kaucje i idźcie już do domu co?
-Ammm.... tak jasne. Proszę tu są pieniądze i tu nas już nie ma.
Gdy wyszliśmy z posterunku.........
Obudziło mnie zimno przeszywające moje ciało. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam nad sobą......
***********************************************************************************
Hej tu Louise Noir to już 41 rozdział i z przykrością ogłaszam, ze jeżeli liczba komentarzy się nie zwiększy to w najlepszym przypadku zawieszę bloga( według pomysłu mojej koleżanki) lub tak jak ja uważam po prostu go usunę. Ja się stara i chociaż coś źle piszę to mam nadzieję, że napiszecie tego nawet krótkiego koma z wyjaśnieniem co robię źle. Spróbuje się poprawić. Następny rozdział dodam w sobotę. I taka mini promocja na zachęta do komentowania. Tyle ile będzie komów pod tym rozdziałem tyle będzie rozdziałów w tym miesiącu. Liczę na waszą uczciwość.
-A ta?-zapytałam po raz setny dzisiejszego popołudnia.
-Nieee... Zbyt rozłożysta i za niska.-skomentował Ross. Ja tylko westchnęłam krzywiąc się przy tym lekko. Czemu on musi być taki wybredny? Odrzucił już kilkanaście propozycji, a przecież to tylko choinka! Przeszliśmy kilka metrów, po czym wskazałam na kolejne drzewko.
-Może ta?-spojrzałam na niego. Patrzył na nie chwilkę, a potem zwrócił się do mnie.
-Nie. Mi się nie podoba.-stwierdził.
-W takim razie co jest w niej nie tak?
-Nie wiem... Po prostu jest brzydka.
-Ugh! Błagam! Będzie stała jakieś trzy tygodnie, a potem się wyrzuci!-wybuchłam. Za to Ross wyglądał jakbym co najmniej obraziła jego matkę. (wspaniała kobieta) Był oburzony.
-Jak śmiesz tak mówić! Choinka to nieodłączny element świąt! To tak jak Święty Mikołaj (który swoją drogą na prawdę istnieje) bez prezentów.! No jak ty to sobie wyobrażasz?!-jeszcze przez chwilę miałam nadzieję, że jednak żartuje, ale jego wzrok świadczył, że mówi poważnie... Załamałam ręce.
-To może ja ciebie tu zostawię, w spokoju wybierzesz choinkę, a ja pojadę do domu, bo zaraz nie wytrzymam i gołymi rękami cię uduszę.-warknęłam przystawiając ręce do jego szyi...
-Okej, okej...-przestraszył się.-Co ty się tak unosisz? Okresu dostałaś?-tylko zgromiłam go wzrokiem.
-Dzwoń jak skończysz-rzuciłam odwracając się na pięcie. Kiedy weszłam do domku pomyślałam, że właściwie to Rikessa nie ma tu żadnych świątecznych ozdób. Postanowiłam więc wrócić do miasta i kupić coś jeszcze przed powrotem Ross'a. Najbliższym sklepem okazał się całodobowy supermarket, w którym roiło się od różnych świątecznych promocji, więc czemu by nie skorzystać? Szybko wybrałam kolor bombek, lampki i inne zawieszki na choinkę. Kupiłam jeszcze ozdóbki, które były mi potrzebne i gdy już wychodziłam ze sklepu zadzwonił mi telefon:
Tak słucham.
Znalazłem.
A kto mówi?
To ja Ross.
A co znalazłeś?
Wymarzoną cudną i idealną choinkę.
I dla tego się tak ekscytujesz?
NO!! Jak ją zobaczysz to zemdlejesz z wrażenia. Gwarantuje ci.
I tylko dlatego do mnie dzwonisz?
Nie. Mam dwie sprawy.
No dawaj. Romeo.
Więc pierwsza, żebyś po mnie przyjechała. A druga przywieź jakieś 2000 $ więcej
Co?!!?!?Po co ci aż tyle? Po co ci w ogóle ta kasa?!?!?!?! Przecież na choinkę miałeś!!!!
Wiem ale wynikły małe komplikacje i tak jakoś wyszło.... a to wszystko przywieź mi na policje..... Tylko nie krzycz.
Na policje?!??!?!
Proszeeeeeeee.....................
No dobra później pogadamy....
*30 minut później*
Gdy dojechałam już na komisariat i weszłam do wewnątrz to jakiś miły policjant zaprowadził mnie do celi w której siedział Ross.
-Za co go wsadziliście?
- Nie pochwalił się pani?
-Nie.
-Na początku zaczął wrzeszczeć na sprzedawce że mają do niczego te choinki i wszystkie powinno się wziąć na opał, a następnie zaczął wyzywać sprzedawce, a gdy zobaczył ,,wymarzoną'' choinkę, którą ktoś chciał kupić to na początku próbował przekupić tego pana a następnie gdy to nie podziałało zaczął i jemu grozić. Ostatecznie rzucił się na tego pana i nie wiele brakowało by go pobił. Na szczęście szybka reakcja policji zapobiegła tragedii. A teraz za wykupienie tego rzezimieszka trzeba zapłacić 2000$.
-Dobrze niech będzie ale mogę się sama z nim rozprawić?
-Oczywiście młoda damo.
-To niech go pan tylko wyprowadzi.
-Już.
Po otworzeniu drzwi z pomieszczenia wyszedł Ross z miną zbitego szczeniaczka.
-Dziękuje ci moja o pani.
-Ty nie dziękuj mi debilu jeden !!!! Jak śmiałeś tak się zachować. To szczyt szczeniactwa i braku kultury. Nasi rodzice jak i rodzeństwo inaczej nas wychowywali. Swoim zachowaniem nie okazujesz im nawet grama szacunku.
-Oj chłopie szkoda mi ciebie. Ale wiesz twoja narzeczona lub żona ma racjie. Trzeba było się opanować w porę.
-Ale to nie moja żona ani narzeczona.
-A co dziewczyna? To pora się jej już oświadczyć.
-To nie jest moja dziewczyna. To tylko koleżanka.
-Wracaj do celi i wyjdziesz z niej gdy postanowisz zmienić waszą relację na przynajmniej chodzenie ze sobą.
-Ale ja nie muszę tam wracać. Ja wiem, że mi na niej naprawdę zależy i kocham ją. Chciałbym żebyśmy byli razem a w przyszłości urodziła by mi gromadkę dzieci, którą zrobiłbym jej w pocie czoła. Pytanie tylko czy chce?
-Jasne że chce. Ross... nie mogłeś tego wcześniej powiedzieć?
Po wypowiedzeniu tego zdania (?) zaczęliśmy się namiętnie całować, ale przerwało nam chrząkanie policjanta.
-Wiem, że się cieszycie i w ogóle, ale może wpłaćcie nam kaucje i idźcie już do domu co?
-Ammm.... tak jasne. Proszę tu są pieniądze i tu nas już nie ma.
Gdy wyszliśmy z posterunku.........
Obudziło mnie zimno przeszywające moje ciało. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam nad sobą......
***********************************************************************************
Hej tu Louise Noir to już 41 rozdział i z przykrością ogłaszam, ze jeżeli liczba komentarzy się nie zwiększy to w najlepszym przypadku zawieszę bloga( według pomysłu mojej koleżanki) lub tak jak ja uważam po prostu go usunę. Ja się stara i chociaż coś źle piszę to mam nadzieję, że napiszecie tego nawet krótkiego koma z wyjaśnieniem co robię źle. Spróbuje się poprawić. Następny rozdział dodam w sobotę. I taka mini promocja na zachęta do komentowania. Tyle ile będzie komów pod tym rozdziałem tyle będzie rozdziałów w tym miesiącu. Liczę na waszą uczciwość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)