Dziś publikuje opowiadanie, które zajęło pierwsze miejsce w moim konkursie. Napisała je Wiktoria Rock, która prowadzi bloga rock-marano-and-lynch.blogspot.com (którego serdecznie polecam, UBÓSTWIAM GO i czekam na nexta na nim).
Nasza historia zaczyna się dawno, dawno temu, w czasach średniowiecza, za siedmioma górami, za siedmioma morzami i rzekami, w pięknym królestwie żył król i królowa. Stormie i Mark - królewska para władali królestwem mądrze i dbali o potrzeby poddanych. Po pięciu latach szczęśliwego panowania królowa zaszła w ciążę i po dziewięciu miesiącach w królestwie pojawił się mały książę Ross. Dorastał i mężniał pod okiem najlepszych nauczycieli, strzelców i "trenerów". W wieku osiemnastu lat był już dobrze zbudowanym, młodym królewiczem o blond włosach. Wszystkie damy wzdychały do niego, ale on nie zwracał na nie uwagi...Wierzył w prawdziwą pierwszą miłość.... Taką do końca życia. Co prawda nie zwracał na żadną z dam uwagi, lecz strasznie lubił denerwować jedną z nich... Córkę najlepszego rycerza w królestwie - Laurę. Nie wiadomo czemu oboje kochali się wzajemnie denerwować. Laura podniszczała królewiczowi siodła, przez co on podczas wielu z przejażdżek spadał z konia, On wrzucał ją do błota...I wiele można by jeszcze tego wymieniać... Po prostu kochali sobie dokuczać. Król i królowa nieraz próbowali temu zaradzić...Tym bardziej, że w nagrodę dla ojca Laury za wygraną wojnę chcieli uczynić jego córkę następczynią tronu, więc żoną królewicza Rossa... No cóż planowali to zrobić... Przejdźmy dalej... Wszystko było już zaplanowane, ale jeszcze przyszła para młoda nie wiedziała co dzieje się za ich plecami...Nadal sobie dokuczali... Aż nadszedł dzień przed ślubem. Ross i Laura zostali wezwani do sali tronowej. Spotkali się przed drzwiami, a Ross chociaż z niewiadomych przyczyn nie przepadał za Laurą, lecz był dżentelmenem, więc otworzył je i wpuścił Lau pierwszą. Potem sam wszedł. Okazało się, że w środku czekali już na nich ich rodzice. Laura ukłoniła się przed władcami i stanęła, a Ross skinął głową i stanął obok niej. Królowa Stormie przemówiła
-Przywołaliśmy was tu, by poinformować was o czymś
-Kontynuuj matko
-Więc jutro odbędzie się wesele... - zaczęła, lecz bojąc się ich reakcji przerwała
-Czyje, królowo? - spytała Laura
-Wasze - wtrącił król
-Że co?! - wybuchnął Ross
-Przepraszam wasza wysokość... Oczywiście to wielki zaszczyt...Ale ja nie wyjdę za NIEGO
-Nie masz wyboru - odpowiedział jej ojciec
-Ale...
-Nie bój się dziecko - powiedziała czuło Stormie - Ja też nie chciałam wychodzić za mąż...A byłam w podobnej sytuacji do ciebie...Ale po pewnym czasie pokochałam Marka
-Nie wiedziałem, że tego nie chciałaś...
-Ale to było dawno
-Matko...My się nie lubimy
-To się polubicie - oznajmił król tonem nie znoszącym sprzeciwu, złapał swoją małżonkę za dłoń i wyszedł, a za nimi podążył ojciec Laury. Zostawili ich samych...Zszokowanych....Nie mogących wydusić z siebie nawet jednego słowa.
-My mamy - zaczęła brunetka
-Zostać małżeństwem - dokończył Ross
-Pocałujcie się...Tak na próbę - zaśmiała się królowa, która podglądała przyszłe małżeństwo
-Ale...
-Na dalej!
-Ale...
-No jutro i tak będziecie musieli to zrobić, a jak dostaniecie szoku przed ołtarzem? Co ja wtedy pocznę? - śmiała się
-Dobra...Miejmy to za sobą - powiedzieli wspólnie
Zaczęli się do siebie przybliżać...On zatonął w jej brązowych oczach, a ona w jego czekoladowych tęczówkach... On zauważył jej urodę, a ona to jaki był przystojny...Już im tak bardzo nie przeszkadzała wizja pocałunku...Zaczęli nawet tego pragnąć...Wiem, wiem może to dziwnie brzmieć, ale to prawda.. Dwójka "nienawidzących" się ludzi nagle ma się pocałować i okazuje się, że ta ich "nienawiść" tak naprawdę nie jest nienawiścią, lecz bardzo głęboko skrywanym uczuciem... zwanym miłością. Zbliżali się do siebie i byli już bardzo blisko...Napięcie rosło tak samo jak ich pożądanie... I stało się - pocałowali się. Było to dla nich tak magiczne, niezwykłe i DZIWNE, że nie mogli przestać. Sami byli bardzo zdziwieni tym... A co na to królowa oglądająca to? No cóż... Ona nie była ani odrobinę zdziwiona, gdyż bardzo podobną miała historię ona i król...Można by nawet rzec, że identyczną. Ale wracając... Nasza dwójeczka gołąbeczków już dawno przestała całować się delikatnie, a bardziej pogłębiali pocałunki.
-No, no...Ale z nocą poślubną to zaczekajcie do jutra - na te słowa wychodzące z ust królowej Stormie Ross i Laura oderwali się od siebie.
Królowa zaśmiała się jeszcze, ale po chwili zaprzestała podglądać przyszłych młodych i poszła do swej komnaty. Ross i Laura spłonęli rumieńcem. Ross od razu zrozumiał co czuje i czemu się tak zachowywał - Po prostu tak bardzo pragnął i marzył o prawdziwej i wiecznej miłości, że nie zauważył gdy ta się zjawiła, a ona zajmowała mu więcej myśli niż marzenia o miłości, więc starał się ją ignorować. A ona... Ona miała dokładnie tak samo... No cóż...Lecz on zrozumiał to już podczas pocałunku, a ona dopiero po wypowiedzianych przez Rossa słowach:
-Laura...Ja..znaczy się...wydaję mi się....kocham cię Lauro - wyjąkał królewicz, a brunetka poczuła miłe uczucie w sercu i miała ochotę skakać ze szczęścia, Wtedy zrozumiała co czuje...
-Ja także cię kocham - wyszeptała
-Naprawdę? - ona nieśmiało pokiwała głową - To świetnie! - książę podniósł ją i zaczął się z nią kręcić
Po chwili postawił ją na ziemi.
-A więc...Wiem, że i tak jutro będziemy małżeństwem i razem będziemy rządzić królestwem, ale... - uklęknął - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Tak bez nieporozumień?
-Hmmm... - udała zamyślenie - Z przyjemnością! - pisnęła i rzuciła się w ramiona narzeczonego
Pocałowali się delikatnie i wyszli na krótki spacer. Pewnie liczycie teraz na happy-end? Nic podobnego niestety się nie stało. Co prawda mamy już zakochaną i szczęśliwą parę, ale jest ktoś jeszcze... Zazdrosny kuzyn królewicza... Victor... Zazdrościł mu tak pięknej narzeczonej, tronu i tak wielkiego królestwa oraz wojska... Podsłuchiwał rozmowę od wejścia Rossa i Laury do sali tronowej aż do ich wyjścia na spacer. Obmyślił plan... Następny dzień, panna młoda jest już w sukni ślubnej i jedzie karocą do katedry, a pan młody niecierpliwie czeka na wybrankę swego serca już przed ołtarzem. Ubrany elegancko z szablą u boku. Brunetka stawia pierwsze kroki idąc ku blondynowi aż nagle do kościoła wbiega ON z chytrym uśmieszkiem i mieczem wyjętym z pochwy, śmiejąc się podbiega do niedoszłej panny młodej i wbija jej ostrze prosto w serce. ON - Victor, czemu to zrobił? Tylko zazdrość! A wydawać by się mogło, że on chciał tronu zamiast swego kuzyna... Nie zdawał sobie sprawy, że wbił ostrze w serce nie tylko Laurze, ale także Rossowi. Blondyn widząc opadające ciało swej ukochanej złapał ją i uchronił przed spotkaniem z podłożem. Wystarczyła sekunda, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Ona resztkami sił jakie jej zostały głaskała go po policzku mówiła- kocham cię. Ostatnie co powiedziała to "Nie płacz będę na ciebie czekała" ucałowała go delikatnie i .... odeszła. Nie myślcie, że Victor został bezkarny... Zaraz po wbiciu miecza w serce Lau jej ojciec obciął mu rękę, którą dokonał zbrodni i tak jak ON jego córce tak samo on jemu wbił miecz w serce. Ross widząc ostatnie spojrzenie Laury zaniemówił...Wyciągnął tylko swój miecz nie zastanawiając się ani chwili dłużej pozbawił siebie życia, by tylko być razem z ukochaną......
To jeszcze nie koniec tej historii... Co kilkadziesiąt lub kilkaset lat ta historia znów się powtarza, nienawidzą się, potem kochają i któreś z nich ginie, a druga osoba nie mogąc bez niej żyć sama odbiera sobie życie. Oczywiście nie zawsze zostają zamordowani, czy zmuszeni do pocałunku...Całują się przypadkowo, chorują. W naszych czasach ta historia też się powtarza... Tylko teraz nasi bohaterowie nie są jedynakami, tylko mają rodzeństwo i prawdziwych przyjaciół , a ta historia może w końcu zakończyć się happy-endem...
Sławny zespół R5 mający pięciu członków i menadżera. Piątka rodzeństwa i przyjaciel - Riker Lynch, Rydel Lynch, Ellington Ratliff, Rocky Lynch, Ross Lynch i menadżer - Ryland Lynch. Jak zauważyliście mamy naszego Rossa - księcia o blond włosach. A gdzie podziewa się jego królewna z bajki? To jego znajoma z planu serialu w którym gra "Austin & Ally" - Laura Marano, ma starszą siostrę - Vanessę Marano, która jest w wieku Rikera, czyli najstarszego brata Rossa. A przyjaciele przyszłej "królewskiej pary" ? To Raini Rodriquez i Calum Worthy - znają się z planu serialu, tak samo jak Ross i Laura. Oczywiście wszyscy się przyjaźnią, tylko jedna dwójka stanowi wyjątek. Tak! Dobrze myślicie ten wyjątek to nasza kochana Raura, czyli Ross i Lau. "Nienawidzą się". Niestety (lub stety) przed kamerami i przy reporterach muszą udawać przyjaciół. Co wychodziło im całkiem naturalnie... Dzisiaj znów muszą się spotkać na planie, a potem jeszcze po pracy, bo ich rodzeństwo i przyjaciele zawsze po skończeniu ich pracy organizują grupowe spotkania lub wyjścia gdzieś...Na przykład do kina. Oczywiście robią to tylko po to by ich pogodzić, bo nie lubią wysłuchiwać ich kłótni lub oglądać ich pułapek. Ale trzeba przyznać, że niektóre były zabawne, np: jak Laura oblała Rossa wodą chlorowaną, a ten potem miał zielone włosy, albo jak Ross podrzucił Laurze pająka pod bluzkę... A tak właściwie to nikt nie wie czemu oni się nie lubią...Właściwie nawet ONI nie wiedzą. Ale wracając do dzisiejszego dnia... Laura została obudzona przez siostrę, ubrała się i zeszła na dół do kuchnie. Tam zastała już swoją siostrę i matkę siedzące przy kuchennym blacie, które oglądały jak ojciec Laury stara się zrobić naleśniki. Brunetka widząc nieporadnego ojca zaśmiała się cicho i usiadła obok Vanessy i swojej mamy.
-O Córcia! - matka zauważyła Laurę - Tak szybko się ubrałaś?
-Zwykle zajmuje ci to przynajmniej pół godziny - dodała jej siostra śmiejąc się
-Hahaha - Laura zaśmiała się sarkastycznie - Bardzo śmieszne, lepiej zajmijcie się tatą - brunetka wskazała na mężczyznę, który robiąc naleśniki przez przypadek rzucił jednym w sufit, a ten przylepił się do niego.
-Ja sobie zrobię kanapki - dodała i wzięła się do roboty. Zrobiła sobie pyszne kanapki z nutellą i herbatę. Nałożyła to na talerz i poszła z posiłkiem do salonu. Włączyła telewizor i zaczęła oglądać jakiś film. Zjadła śniadanie i jeszcze bardziej wciągnęła ją komedia romantyczna. Była tak zajęta oglądaniem, że nawet nie zauważyła że przyszli goście. A przyszły po nią Raini i Rydel. Rydel-chociaż była siostrą Rossa to przyjaźniła się z Laurą i to ona najbardziej chciała by się pogodzili. Dziewczyny weszły do salonu i widząc zahipnotyzowaną ekranem telewizora przyjaciółkę... Z rozbiegu wskoczyły na sofę na której siedziała brunetka i krzyknęły "na bombę!" . Tak wystraszyły biedną Laurę, że dziewczyna z piskiem spadła z kanapy. Dziewczyny w śmiech i nawet nie spodziewały się zemsty Laury. Młoda pędem ruszyła do kuchni i wyjęła z lodówki lodowatą wodę. Nalała jej do wiaderka i pobiegła do dziewczyn. Jej przyjaciółki nie spodziewając się ataku nadal się chichrały. Brązowooka policzyła do trzech i wylała na nie całą zawartość wiaderka. Blondynka i czarnowłosa od razu pisnęły i posłały Lau zabójcze spojrzenia.
-Trzeba było mnie nie straszyć - dziewczyna wzruszyła ramionami
Jej przyjaciółki nadal wysyłały jej zabójcze i groźne spojrzenia, a po chwili wykrzyknęły w jej stronę
-Kiedyś zginiesz! - brunetka udała, że się boi i niby pisnęła ze strachu.
Jednak jej rodzice uznali to za jakiś sygnał alarmowy i po sekundzie pojawili się w pokoju z gaśnicami, a siostra Lau z parasolką, która chyba pomyliła się jej ze strzelbą. Nastolatki widząc to roześmiały się głośno, a państwo Marano pokręcili głowami z dezaprobatą.
-Znowu? - zaczęli - Co tydzień powtarza się to samo zdarzenie i co tydzień przyprawiacie nas o zawał.
No tak... Serial jest kręcony co sobotę i wtedy dziewczyny przychodzą po Laurę i zawsze słychać jest piski.
-Mamusiu... Powinnaś się już przyzwyczaić - powiedziała uroczo Laura - A ty Vanessa... Czemu jako broń używasz parasolki?
-Bo...Bo....Bo ona zawsze jest pod ręką - oburzona starszyzna opuściła pomieszczenie i zostawiła przyjaciółki same. A te z przyjemnością oddały się śmiechom i żartom. Gdy już nawet popłakały się ze śmiechu postanowiły iść już na plan. Wstały i skierowały się do wyjścia wołając jeszcze Nesse by szła z nimi. Czarnowłosa zbiegła szybko po schodach i czwórką wyszły. Szły wolno gadając o wszystkim i o niczym, czyli jak zwykle. Powoli zbliżyły się do budynku, w którym pracuje Lau i Raini oraz Calum i Ross. Weszły i każda poszła w swoją stronę. Raini do swojej garderoby, Lau i Vanessa do garderoby brunetki, a Rydel skierowała się garderoby młodszego brata. Już przed drzwiami słyszała krzyki, śmiechy i wrzaski. "Jak zwykle" - pomyślała. Pewnie Riker prosił Rossa by w końcu był miły dla Laury. Oczywiście Vanessa, gdy tylko weszła z siostrą do jej garderoby także zaczęła rozmawiać o tym by w końcu była miła dla Rossa, bo w domu nie chciała drążyć tego tematu gdyż rodzice od razu się wtrącali. Zawsze to kończyło się małą awanturą, po której znów się godzili. Blondynka weszła i zobaczyła swoich braci i Ella. Riker jak zawsze próbował na spokojnie wytłumaczyć Rossowi, że nie można się tak zachowywać i w końcu będzie musiał się z nią pogodzić, a on reagował na to krzycząc. Rocky i Ellington wydurniali się, a RyRy śmiał się z ich głupoty.
-Dosyć! - wrzasnął nagle Ross - Mam dość... Kiedy wreszcie do was dotrze, że my się nie lubimy?!
-A wyjaśnisz mi czemu się nie lubicie? - siostra zadała mu pytanie, które go zszokowało... Przecież on sam nie wie czemu jej nie lubi... A nikt nie zaczął pierwszy....
-No...no....no nie wiem....
-Więc dopóki nie wyjaśnicie nam czemu się nie lubicie to to do nas nie dotrze! - powiedziała pewnie Rydel
-Dajcie mi wszyscy spokój - odpowiedział spokojniej blondyn i wyszedł na korytarz biorąc pod rękę swój dziennik (pamiętnik). Usiadł na parapecie, który znajdował się na końcu korytarza. Otworzył dziennik i zaczął pisać swoje przemyślenia i uczucia. Zastanawiacie się może co najczęściej pisał w pamiętniku?...Jeśli tak to wam opowiem...Jako, że był on następnym królewiczem tak samo jak on marzył o prawdziwej miłości...Pisał więc w zeszycie wszystkie rzeczy z nią związane...Miał tam już nawet zaplanowaną pierwszą randkę...Jak się oświadczy... Jak się właściwie poznają...Nawet ślub miał zaplanowany... Ona będzie w pięknej długiej białej sukni, on w eleganckim garniturze, druhny w czerwonych sukniach, a drużbowie z neonowymi chustkami i muchami... Wydawać by się mogło, że chłopak wierzący i marzący o prawdziwej miłości w naszych czasach nie istnieje, ale to nie prawda... Żyje jeszcze wiele romantycznych mężczyzn i chłopaków. Ross pisał w tym dzienniku wiele romantycznych rzeczy, które będzie robił ze swoją wielką miłością. Oczywiście starał się by ten zeszyt nie wpadł w niepowołane ręce, czyli w ręce jego braci lub....Laury. Dzisiaj chciał opisać swoją wybrankę...Jak będzie wyglądać jego idealna miłość... Opisał ją jako brunetkę, szczupłą brunetkę o brązowych oczach, trochę niższą od niego... Która będzie uroczo marszczyć nosek, gdy się zdenerwuje...Przypomniał sobie jak Laura tak robiła gdy się drażnili i zaśmiał się na samo wspomnienie o tym... Te wspomnienia nie drażniły go chociaż powinny, bo w końcu się "nienawidzili" a on tylko uśmiechał się myśląc o wspólnych rzeczach jakie przeżył z brunetką. A co ona robiła w czasie w którym on siedział wtedy na parapecie?... Siedziała także na parapecie, ale na tym który znajdował się na drugim końcu korytarza... Niby oni są swoimi przeciwieństwami...A marzą o tym samym...O prawdziwej i nieskończonej miłości.... Ona także ma swój pamiętnik i to właśnie z nim siedziała na parapecie. Pisała w nim to samo co Ross... Tak samo wyobrażali sobie swój ślub i zaręczyny... Dziwne, co nie? Dziwne, ale prawdziwe.... Opisywała dziś także swego ukochanego...Chciałaby żeby jej chłopak był wyższym od niej blondynem o czekoladowych tęczówkach, umięśnionym, który będzie się śmiał ze swoich wpadek... On przypomniał sobie o tym jak słodko marszczyła nosek, a ona o tym jak Ross potknął się na mydle podstawionym przez jego braci i jak się potem śmiał sam z siebie... Uśmiechnęła się wspominając dalej ich wspólne chwilę, w których zawsze były jakieś kłótnie...Potem zostali zawołani na plan i nagrywali kolejny odcinek, a ich rodzeństwo przyglądało się ich pracy, rozmyślając przy tym jak ich pogodzić...Była scena z przytuleniem się...Pewnie pomyślicie, że tego nie lubili? Jeśli tak-to bardzo się pomylicie, bo oni chociaż powtarzali że się nienawidzą to kochali się przytulać...Ona, bo słyszała bicie jego serca i czuła się bezpiecznie w jego silnych ramionach, a on wiedział, że ona jest bezpieczna i czuł jej miękkie włosy...Kochał go gdy te delikatnie łaskotały go po rękach lub szyi... Zawsze niechętnie się od siebie odrywali... Ta scena zakończyła odcinek, a także dzisiejszą pracę. Każdy poszedł się przebrać. Vanessa i rodzeństwo Rossa oraz Ratliff czekali na nich przed studiem. Po parunastu minutach czwórka aktorów doszła do przyjaciół i poszli się przejść.
-Nessa - jęknęła Laura - Głowa mnie boli....słabo mi
-Laura nie udawaj, bo ci nie uwierzę - czarnowłosa nawet nie spojrzała na siostrę, bo jej nie wierzyła. W sumie nie ma co się dziwić... Ross i Laura co tydzień symulują, by nie iść wspólnie gdzieś. Ale teraz Laura nie udawała...
-Ness...Ona chyba nie udaje....Zobacz jaka jest blada - nawet Ross się wystraszył... Brunetka była blada jak trup
-O matko...Riker weź ją pod rękę i pójdziemy coś zjeść... W końcu nie zjadłaś porządnego śniadania - zwróciła się do siostry lekko wystraszona. Każdy był lekko przerażony... Delly kazała Rossowi podać Lau wodę, bo on był bliżej niej. Blondyn spełnił prośbę siostry, brunetka napiła się i odrobinę jej przeszło. Potem poszli na pizzę i dopiero wtedy Laura można powiedzieć, że całkowicie wróciła do formy. Po skończonym posiłku postanowili całą paczką iść do domu Lynchów. Gadali śmiali się, ale było coś co zdziwiło każdego....Ross i Laura w ogóle sobie nie dogryzali i nie kłócili się ani nie wyzywali... Laura nie miała siły nawet na to, a Ross był tak przerażony wcześniejszym stanem brunetki, że nie mógł się wysłowić. Później im przeszło i jeszcze przed wejściem do domu kłócili się. A ich rodzeństwo wolało już żeby się nie odzywali. Weszli do posiadłości i po przywitaniu się z państwem Lynch skierowali się do salonu. Tam każdy usiadł i zaczęli rozmowę... Raura oczywiście znów się kłóciła... Rydel nie mogąc wytrzymać tej atmosfery zrobionej przez nich poszła poradzić się mamy co ma zrobić... Ta poleciła jej by zagrali w butelkę...Taką w której dobiorą się w pary i żeby gdy wypadnie na Raurę za karę musieli się pocałować. Ryd z przyjemnością przystała na tę propozycję i już po chwili wróciła do salonu z butelką. Niestety już przed wejściem do pomieszczenia nadal było słychać wrzaski Rossa i Laury. Stanęła na środku dywanu i oznajmiła
-Gramy w butelkę! - zaczęła - Macie dobrać się w pary - znacząco kiwnęła głową na Ross i Lau, i każdy od razu widział, że oni mają być w jednej parze - Tylko na wyzwania!
Ona dobrała sie z Ratliffem, Riker był z Vanessą, Raini z Calumem, a Ryland z Rockim. Więc pozostały blondyn i brunetka musieli być razem
-Ej! - zawyli wspólnie - To nie fair!
-A ja mam to gdzieś - syknęła Rydel, czym wystraszyła tą dwójkę i dali sobie spokój.
Pierwsza zakręciła para Rydellington i wypadło na Rikessę, dostali oni za zadanie podać najlepsze swoje wspólne wspomnienie...Podali to gdy się poznali... Riker został oblany kawą, a Nessa zimną wodą, oczywiście przez przypadek. Rikessa zakręciła i wypadło na Caini, którzy dostali za zadanie objąć się i siedzieć w takiej pozycji aż do końca gry. Teraz kręciła Caini i wreszcie wypadło na Raurę!
-Hmmm...- Caini udali zamyślenie, ale wiedzieli co robić... W końcu oni sami już planowali jakiś czas by to zrobić. - Pocałujcie się
-W życiu! - wzdrygnęli się oboje
-To za karę...Za to że musimy wysłuchiwać ciągle waszych kłótni...Macie się w tej chwili pocałować - powiedziała Rydel tonem nie znoszącym sprzeciwu. - JUŻ - podkreśliła
-Ale
-W tej chwili
-Dobra - mruknęli
Zaczęli się zbliżać... Pamiętacie pocałunek Damy Laury i Królewicza Rossa? Jeśli tak to ten pocałunek był taki sam... Wszyscy byli zaskoczeni...No może oprócz jednej osoby...Ale nie była to ani matka Rossa ani też Rydel...Był to Rocky... Po prostu czytał ich pamiętniki i wiedział o tym, że oni się kochają ale o tym nie wiedzą i głęboko ukrywają to uczucie. Zabrakło im tchu i oderwali się od siebie.
-Wow - wyszeptali
-No wow! - krzyknęła jeszcze bardziej zaskoczona Delly. Wydawać by się mogło że jej, Vanessie i Rikerowi oczy z orbit wyjdą. Ratliff, Calum i Ryland już dawno zemdleli z szoku. A Raini nie mogła się wysłowić. Zadziwiające jest to, że Rocky o wszystkim wiedział, a nie powiedział reszcie... Ale on po prostu chciał by oni sami się dobrali, co nie znaczy że nie próbował wykombinować czegoś żeby ich pogodzić.
-No Ross powiedz jej jakie chcesz zaręczyny...wesele.....Albo ty Lau... - wtrącił Rocky
-Co? - dwójka spojrzała się na niego nie rozumiejąc
-Kochacie się... Lau ja czytałem twój pamiętnik... I twój Ross także... Przecież dzisiaj opisywaliście tych swoich ukochanych...Ty opisywałeś Lau, a ty jego - mówił, a Raura ze zdziwienia szeroko otworzyła buzię
-J..jak? - wyjąkali
Rocky pokręcił tylko głową...Podszedł do torebki Laury i wyciągnął z niej zeszyt...Kazał wstać Rossowi i z kieszeni jego spodni także wyciągnął zeszyt... Rossowi dał pamiętnik Laury, a Laurze pamiętnik blondyna...
-Otwórzcie i czytajcie... - powiedział - A my pójdziemy się przejść - zwrócił się do reszty i wyszli
Natomiast Raura pochłonęła "lektury" nie mogła wierzyć własnym oczom... W tym samym czasie zakończyli czytanie i zamknęli dzienniki. Spojrzeli sobie głęboko w oczy...
-To niewiarygodne - wyszeptali... Teraz rozumieli już wszystko... Byli tak zajęci marzeniem o miłości, że nie zauważyli gdy ta się pojawiła...
-Może to się wydać dziwne, ale Rocky miał rację - przemówił Ross
-W końcu to Rocky...Wszystko co z nim związane jest dziwne - zaśmiała się Laura
-Prawda - dołączył się Ross - Ale chodziło mi o to, że cię kocham - ostatnie dwa słowa wyszeptał, ale Lau zdołała je usłyszeć - A ty? - Nie otrzymał odpowiedzi... Brunetka zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go.
-Także cię kocham - Uśmiechnęli się do siebie
Porozmawiali ze sobą i po jakimś czasie wróciła reszta osób. Raura podziękowała Rockiemu za to, że uświadomił im coś bardzo ważnego. Po usłyszeniu podziękowań brunet spytał
-To jesteście parą?
-No...właściwie to... - jąkał się Ross - Chwila
Uklęknął na jedno kolano przed swoją ukochaną i spytał uroczyście
-Lauro Marie Marano, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?
-Z największą przyjemnością.
Jeszcze chwilę gadali, a potem Raini, Ratliff, Calum oraz Vanessa i Laura postanowili już wracać do swoich domów. Umówili się jeszcze na jutro do domu sióstr Marano. Laura i Ross ucałowali się na pożegnanie i dziewczyna wyszła... Nie myślcie sobie, że to jeszcze koniec tej historii... Na następny dzień cała paczka już po obiedzie była u Marano w domu. Ich rodzice pojechali do kina zostawiając dom na głowie dziewczyn. Każdy usadowił się na kanapie i zaczęli rozmawiać jak zwykle - o wszystkim i o niczym. Nagle Laurze zrobiło się słabo i wstała do kuchni by czegoś się napić myśląc, że to jej pomoże. Ross widzący jej złe samopoczucie i bladą twarz podążył za nią. Zastał ją kuchni pijącą wodę.
-Wszystko okej? - zapytał z troską
-Chyba...tak - powiedział trudno łapiąc powietrze
Blondyn odetchnął z ulgą, niestety nie na długo. Po chwili usłyszał dźwięk rozpadającej się szklanki - to Laura upuściła ją nie mając siły by ją utrzymać. Ross spojrzał w stronę dziewczyny mdlała, na szczęście złapał ją tuż nad podłogą. Spanikowany zaczął wołać swoich przyjaciół. Ci wystraszeni wołaniami blondyna pojawili się w kuchni już po minucie. A ponieważ nie udało się ocucić Laury zadzwonili po pogotowie. Karetka przyjechała po parunastu minutach i zabrała nieprzytomną dziewczyną i Rossa, który zagroził że się potnie jak go nie wezmą. Za to ich przyjaciele dojechali do nich. W szpitalu zastali Rossa, który siedział na krzesełku i co chwila z jego oczu lały się pojedyncze łzy. Jego najstarszy brat objął go, a blondyn rozpłakał się na dobra w ramionach brata. Po parędziesięciu minutach Ross uspokoił się. Czekali w ciszy na jakieś wieści od lekarza. W końcu ten raczył się pojawić.
-I co? Co z nią? - spytał wystraszony chłopak
-Pani Laura jest - zaczął, ale widząc pewne iskierki w oczach Rossa bał się powiedzieć co jest dziewczynie
-Co ma? - Ross wystraszył się jeszcze bardziej
-Ma białaczkę - lekarz załamał Rossa i poszedł. natomiast blondyn stał z otwartymi ustami nie rozumiejąc już nic. Vanessa podbiegła spytać jeszcze o coś lekarza, a Ross opadł na krzesło. Po chwili czarnowłosa wróciła.
-O co pytałaś lekarza? - zapytała Raini
-O to czy da się ją wyleczyć i ....ile jej zostało - ostatnie słowa ledwo przeszły jej przez gardło
-I co?
-Jeżeli nie znajdziemy dawcy szpiku to zostało jej jeszcze jakieś około pół roku
-Ja będę dawcą - Ross podniósł się na nogi
-Ross to nie takie łatwe - Ratliff spoważniał i złapał Rossa za ramię
-Właśnie.. Trzeba przejść odpowiednie badania - dokończył Calum
Ross nie zważając na dalsze słowa przyjaciół pobiegł do gabinetu lekarza, który zajmuje się Lau. Kazał zbadać się czy może zostać dawcą. Lekarz, który dobrze go rozumiał od razu wziął się do badania i postarał się aby wyniki były jak najszybciej. Także po około trzech godzinach Ross dostał kopertę z wynikami... Otworzył przeczytał i załamał się jeszcze bardziej...Nie mógł być dawcą....Calum widzący jego załamanie sam poszedł do tego lekarza i poprosił o badania. Niestety on nie mógł dostać wyników tak szybko i musiał czekać do jutrzejszego ranka, gdyż szybciej się nie dało... Wieczorem ustalił z resztą że zostanie z blondynem na noc w szpitalu, a oni wrócą do domów. Tak się stało. Przez całą noc nie zmrużyli oka i trwali przy łóżku Laury, która się jeszcze nie obudziła. Ross przez całą noc mówił Calumowi jak to się dopiero zaczęło układać...Jak ją kocha...Że bez niej nie będzie miał po co żyć. Cal oczywiście od czasu do czasu przysnął, ale Ross nawet na pięć minut się nie zdrzemnął tylko wpatrywał się w bladą twarz ukochanej. Blondyn usnął dopiero nad ranem, a Calum całkiem wypoczęty czekał na lekarza. Po godzinie pojawił się i podał Calowi wyniki. Rudowłosemu od razu polepszył się humor... Spytał kiedy mogła by być przeprowadzona operacja
-Kiedy tylko będzie pan gotowy - odpowiedział Lekarz, a chłopak spojrzał na swoich śpiących przyjaciół, na tych zakochanych w sobie przyjaciół... I po chwili namysłu odpowiedział
-Można nawet teraz
Lekarz powiedział pielęgniarką by przygotowały go i Laurę do operacji, a sam poszedł przygotować salę. Gdy wszystko było gotowe zaczęło się, a Ross niczemu nieświadomy odsypiał nieprzespaną noc. Niestety było ryzyko, że ciało Laury nie przyjmie pomyślnie szpiku tylko go odrzuci... Po skończonej operacji brunetka obudziła się. Calum czuł się dobrze i poszedł sprawdzić co u Rossa, a dziewczyna miała robione ostateczne badania. Calum wszedł do sali i zastał Rossa szlochającego i smutnie patrzącego na puste łóżko, gdzie wcześniej leżała ukochana blondyna.
-Jej..nie...nie ma.... - zwrócił się do rudzielca
-No nie - rudzielec nie bardzo wiedział o co chodzi przyjacielowi
-Ja bez niej nie będę mógł żyć
-Co?!
-No przecież ona nie żyje...Spójrz...Nie ma
-Jestem - Laura uśmiechnęła się stojąc w drzwiach
Po paru dniach Dziewczyna wyszła ze szpitala i wszystko dobrze się skończyło. Ross i Laura pobrali się i mieli to swoje wymarzone wesele i są teraz parą aktorów i reżyserów z dwójką dzieci - małym Rockim i Roxanną. Riker wyznał swoje uczucia Nessie i także są małżeństwem z małą córeczką - Rosalie. A Rydellington ujawnili swój skrywany związek, gdy Rydel zaszła w ciążę z piątką dzieci, czwórką chłopaków i jedną córeczką. Caini są razem. Rocky został sławnym psychologiem, a RyRy nadal rozwija karierę zespołu - jeszcze nie znaleźli swoich drugich połówek. Jak widzicie historia wreszcie zakończyła się pomyślnie... Dzięki rodzeństwu i przyjaciołom bohaterów ich historia miłosna zakończyła się pomyślnie. Gdyby nie ich rodzeństwo zbyt późno odkryli by swe uczucia, a gdyby nie ich przyjaciele tacy jak Calum Laura by umarła... To już koniec tej historii....
Next jutro chyba, że dziś już dziewczyny go dostały.
Ps. Anna Lynch i Wiktoria Martin, dziewczyny jak przeczytacie rozdział na poczcie napiszcie mi pod tą notką. Żebym wiedziała czy wam doszedł i mogł spokojnie wstawić
Dzięki....
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o nexta to był super i doszedł