Strony

Menu

niedziela, 25 stycznia 2015

one shot życie to bajka cz.1


To taka rekompensata ode mnie za zwlekanie z rozdziałem. Ale niestety mam zadużo na głowie i nie tylko ja tak uważam do tego ostatnio coś się ze mną dzieje i źle się czuje....




Opowiem wam pewną historię, która ma odzwierciedleniem w przeszłość, zaś sama akcja dzieje się w przyszłości.
A teraz przenieśmy się do roku  2114.
Miejsce: statek kosmiczny; gdzieś w kosmosie między Marsem, a Wenus em.
Dawniej dwójka najlepszych przyjaciół, a dziś szczęśliwe narzeczeństwo, które wkrótce ma brać ślub. Leci właśnie na tą uroczystość do najmłodszego brata.
-Ell kotku, a my kiedy weźmiemy ślub
-Rydel rozmawialiśmy już na ten temat, prawda?
-No tak, ale nic konkretnego nie ustaliliśmy.
- Możemy o tym pogadać później?
-Nie ty ciągle chcesz gadać o tym później. Kiedy będzie to później jak nie będę mogła dojść do ołtarza o własnych siłach, czy w tedy też będzie za wcześnie?!?!?!?!?!?! Może ty w ogóle mnie chcesz brać ze mną ślubu?!?!
-Chce się z tobą ożenić.
-To o co chodzi?
-Rydel po prostu.... . Spójrz Ross i Laura są od nas dłużej zarówno parą jak i narzeczeństwem, a Laura nie robiła mu takich wykładów, a dlaczego tobie tak na tym zależy? Ja już mam w związku z tym i już nie długo go wcielę tylko bądź cierpliwa. I tak już za dużo ci powiedziałem. Ok?
-Nie Laura jest ode mnie młodsza, Ell ja już mam 24 lata chce się ustatkować. Riker jest szczęśliwy z Van i mają dwójkę dzieci, Ross dziś bierze ślub  z Laurą i mają mieć dziecko....
-Laura jest w ciąży!??! Nie wiedziałem
- Nikt nie wie oprócz mnie i Vanki.I nie przerywaj mi. I...... ja też jestem w ciąży.
-To cudownie ile to już?  Dlaczego nic mi nie mówiłaś?
- Bo to miała być niespodzianka i też trochę bałam się twojej reakcji jak ci to powiem. A teraz jest już 1 tydzień ciąży. Więc wiesz, dlaczego chciałam i chce ślub.
-Oj Delly nie przesadzaj. Ślub można wziąć nawet po narodzinach dziecka.
-Ale ja go chce wziąć właśnie wcześniej i zanim będę gruba jak słoń i będę się ledwo ruszała.
-Dell słońce, ale ty zawsze wyglądałaś i będziesz wyglądać ślicznie.
-Nie Ell albo bierzemy ślub w ciągu miesiąca, albo sama wychowuje nasze dziecko. Daj spokój nawet Rocky ma żonę tylko my zostaliśmy, a teraz przepraszam idę do sypialni chciałabym byś mi nie przeszkadzał.
*Oczami Rydel*
 Po skończeniu mojej wypowiedzi poszłam do wspomnianego wyżej pomieszczenia i  położyłam się na łóżku. Z nudów postanowiłam coś poczytać i gdy szukałam mojego tablet/książkę natknęłam się na jakieś stare pudło. No tak przecież to tym statkiem przewoziliśmy nasze rzeczy z poprzedniego mieszkania i widocznie zapomnieliśmy je wyjąć. Z ciekawości otworzyłam je, a moim oczom ukazały się prawdziwe książki z papieru. Dawno już ich nikt nie używa, ale postanowiłam przeczytać choć jedną. Pierwszą  książką jaka mi się trafiła była powieść pod tytułem " Złota historia".
Dawno temu w pewnym pięknym królestwie, gdzie rządziła dynastia Lynch'ów żyła sobie piękna blond włosa księżniczka imieniem Rydlanna. Żyła ona beztrosko pełnią życia. Lecz w dniu swoich 18 urodzin musiała wybrać sobie męża, rodu królewskiego z którym mogla by rządzić królestwem. Jej bracia  już dawno się  ożenili. Książę już król Riker poślubił Vantelii, Rocky księżniczkę Victorie, zaś Ross Laurent. Jedynie najmłodszy z rodu Lynch i ów blondynka nie mieli swojej drugiej połówki. Rydlanna nie mogła wybrać sobie męża choć chętnych było wielu. Lecz każdy jej zdaniem był nieodpowiedni. Nie chodziło tu o status majątkowy, czy pochodzenie, ani wygląd. Zależało jej na charakterze mężczyzny z którym miała być aż do śmierci. Pewnego dnia już po kolejnym spotkaniu z grupą książąt postanowiła wybrać się na wycieczkę by odpocząć. Przebrała się w wygodniejszą suknię i wymknęła się z pałacu udając się do stajni po swojego wiernego rumaka ,,Pinki''. Księżniczka postanowiła pojechać leśnymi ścieżkami na łąkę oddaloną spory kawałek od miasta. Jej ,,podróż'' była spokojna, a ona sama rozkoszowała się nią.W pewnym momencie przed jej rumakiem coś przeleciało, nie wiedziała co ale to było nie wielkie i nie groźne stworzenie, lecz Pinki tego nie wiedziała. Koń się spłoszył i zaczął szybko galopować i mimo tego, iż Rydlanna bardzo dobrze umiała jeździć na koniu nie mogła jej zatrzymać. Krzyczała prosząc o pomoc, lecz nikt nie przybywał jej z odsieczą, ale czego mogła się spodziewać, była w końcu w głębi lasu i coraz dalej  w niego brnęła. W pewnym momencie gdy myślała, że jest już stracona i na pewno nie wyjdzie z tego bez jakich kol wiek ran pojawił się pewien chłopak, który zatrzymał ją i jej podopieczną.
-Jak się zwiesz dzielny rycerzu?
 - Ma godności Ellin i jam nie jest rycerzem lecz prostym chłopem
-Więc Ellinie jestem ci bardzo wdzięczna za udzielenie mi pomocy, co chcesz za to otrzymać?
-Ja nie robiłem tego dla jakich kol wiek nagród lecz dla wszego zdrowia o pani.
Bez interesowny, miły, uprzejmy na pierwszy rzut oka ideał. Z wyglądu też niczego sobie. Szkoda, że nie pochodzi z królewskiej rodziny, bo wtedy mogłabym za niego wyjść. Mi to nie przeszkadza, lecz mój ojciec....
-Czy jest coś co bym mógł dla pani uczynić?
-Tak. Nie mów mi pani tylko Rydlamn.
- Więc dobrze... Rydlann w czym ci mogę pomóc?
- Przejedziesz się ze mną?
-Nie wiem czy powinienem. Trochę nie pasuje by chłop z księżniczką jeździł konno. Czy utrzymywał jakikolwiek bliższy kontakt.
-Ale pani swej musi słuchać czyż nie tak?
-Oczywiście jeśli pani lub pan mój każe muszę wykonać, choćby za cenę mego życia.
-A więc rozkazuje ci jechać ze mną konno i traktować tak samo jak zwykłego przeciętnego człowieka.
Podczas przejażdżki księżniczka świetnie się bawiła tak samo jak Ellin. Nastolatkowie świetnie się dogadywali. Niestety zmierzch nadszedł szybko i Ellin odprowadził księżniczkę do zamku.
-A może wejdziesz na chwilę. Przedstawie cię mojemu  rodzeństwu- dziś przyjechało- wiesz to mogło by ci pomóc i twojej sytuacji materialnej.
-Dla mnie najcenniejsze jest to że udało mi się z tobą poznać i mogę rozmawiać z tobą. To też mnie już teraz wzbogaciło emocjonalnie. Ja nie przyjaźnię się z tobą dla majątku lecz dlatego że jesteś inna niż wszystkie damy w tym królestwie.
-To bardzo miłe co mówisz. Raduje się serce, raduję się dusz, gdy twę słowa słyszę. Ale i tak nalegam byś poszedł ze mną do zamku.
-Czemu Ci na tym zależy?
- Po prostu chce żeby moja rodzina poznała naprawdę wartościowego człowieka, a to że jesteś z niższych warstw podkreśli twoją wyjątkowość. No proszę zgódź się.
- No dobrze niech stracę.....
-Jeeeeeeej...
- Ale idę tam tylko na chwilę. Jasne?
- tak. A teraz choć już.
Całą drogę przebyli w milczeniu. Rydlanna, ponieważ chciała by jej rodzina jak najlepiej przyjęła Ellina, zaś on sam bał się, że źle robi i tym tylko zaszkodzi księżniczce. Po parunastu minutach dotarli na miejsce. Gdy zbliżyli się do wrót odzierających zamek od reszty "hołoty" napotkali na swoje drodze straże, lecz oni na widok Rydlanny przepuścili ją, zaś gdy chciał przejść Ellin, zagrodzili mu drogę mieczami.
-Panowie, ale ja jestem z Rydlanną.
-Ta jasne a my to jej mamusia i tatuś. Spadaj z tond wieśniaku świnie paść
-Rydllano mam mały problem.
- Nie zaczepiaj księżniczki chłopie, bo inaczej dopiero będziesz miał problem.
Mówiąc to strażnik przyparł Ellina do ściany i już chciał go uderzyć gdy usłyszał...
-Uderz go a na rozkaz moje ojca własnoręcznie odetnę tą rękę, którą go dotknąłeś. Zrozumiano?
-Tak jest księżniczki
-I macie go przepuścić. On jest ze mną.
-Ale....
-Nie ma żadnego ale. To rozkaz. Już!!!!!
Rozkaz blond piękności wykonali. Zaś para po przejściu przez bramę udała się na zamek, gdzie z korytarza udali się poprzez mijanie wielu sal aż do jadalni, gdzie przed wielki stołem zasiadała cała rodzina królewska.
- Ojcze, matko... drogie rodzeństwo i wasze piękne żony. Chciałam wam kogoś przedstawić. Uratował mnie dziś gdy jechałam na koniu i tego coś wystraszyło. Tylko gdy wam go przedstawie nie oceniajcie go zbyt pochopnie jasne?
Gdy zobaczyła, że wszyscy kiwali głowami na tak, wtem zawołała.
-Ellinie choć tutaj.
-Dobry wieczór waszym wysokościom. Nazywam się Ellin z Ratffield'ów.
-Dobry wieczór. Po dobież uratowałeś naszą córkę. Co za to chcesz?
-Nic wasza królewska mości.
-Jak to nic? Żadnych pieniędzy? Podwyższenia stan społecznego? Nic?
-Nie. Nie zależy mi na tym. Moim zdaniem tak jak jest tak jest dobrze.
-Fascynujące.
-Co ojcze masz na myśli to mówiąc?
-A to, że akurat wtedy kiedy ty szukasz męża ratuje cię jakiś chłop, który "nic nie chce". Nie uważasz, że to  dziwne?
-Niee. Poprostu pomógł mi gdy miałam kłopoty i nikt inny nie był do tego skoro a co? Czemu ty zawsze widzisz wszędzie jakieś durne intrygi nie   rozumiesz tego, że ktoś chce się ze mną tak po prostu przyjaźnić.
-Córko bo to nie możliwe. Ty jesteś księżniczką, a otaczają cię twoi podwładni którzy mają gorszy los niż ty nie uważasz że za swoje usługi  liczą na jakąś nagrodę choć może nie okazują tego wprost a co do tego chopaka mam złe przeczucia i wiem, że to się źle dla ciebie skończy zresztą zamiast siedzieć z tym chłopem epiej mogłabyś szukać sobie męża.
-A jaki on powinien być? Z charakteru oczywiście.
-Mądry, uprzejmy, sprawiedliwy, rozważny, odważny, sprytny, lubiany.... no wiesz same pozytywne cechy.
-To mogę ci powiedzieć, że znalazłam takiego chłopaka i co ? Mogę wziąść ślub?
-Ale muszę go najpierw poznać.
-Ależ go znasz.
-Pamiętaj że musisz go kochać.
-Kocham.
Przez tą rozmowę nie zauważyli że Ellin przysłuchuje się im.
-To kto to jest?
-Ellin.
-Znowu on? Zrozum, że to nie twoja liga.
-Taaak masz rację. Co ja sobie myślałam. Taka księżniczka jak ja i wieśniak jak on. Byłam głupia.
Brunet po tym co usłyszał odszedł by pogrążyć się w smutku i.............
-Wiesz że nie o to mi chodzi. Córko chce dla ciebie dobrze.....
-To skoro chcesz dobrze to pozwól mi się z nim spotykać i wziąść ślub. Ja go kocham.
- Nie mogę się zgodzić. Wiesz jakie by miało to skutki? Co by o mnie pomysleli moje podwładni?
-A nie obchodzi cię co by pomyślała twoja córka? Lub co teraz myśli i czuje?
-Zrozum że to nie tak.
-Dobra idę do siebie.
Gdy Rydlanna udała sie do siebie spakowała szybko pare ubrań i najważniejsze rzeczy. Następnie zeszła po balkonie i uciekła......
Prosze o dużą ilość komów przyśpieszy to rozdział i kolejną część os.:) Kiedyś było 18 komów a teraz ? Ledwo 5 to smutne i otpycha mnie od pisania

niedziela, 11 stycznia 2015

LBA

Prosze wszystkich o zajrzenie do zakładki LBA 2015 Ważne są nominacje
Przyokazji wbijajcie i komentujcie.
rosslynch-smile.blogspot.com
chłopak bosko pisze :)

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 40

*Laura*
Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na godzinę  „Ale jak to 14?!” – krzyknęłam ,a po chwili usłyszałam trzask w kuchni. Wstałam i skierowałam się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Widok jaki tam zastałam wprawił mnie w niemałe rozbawienie ,otóż – na środku kuchni stał blondyn cały od mąki z rozbitym jajkiem na głowie. Trwaliśmy tam przez chwilę w nie przyjemnej ciszy. Z racji iż jestem kulturalnie wychowana nie zamierzałam od razu wyśmiewać Ross’a ,a zapytać co się stało. Może ma na to sensowne wytłumaczenie? Nie. Tego nie da się sensownie wytłumaczyć.
- Ross. Co Ci się stało? – wydukałam ledwo dusząc śmiech. Wyglądałam jak struś który dusi się piaskiem. Blondyn wzruszył ramionami i zabrał się za sprzątanie. „Daj ja to zrobię ,a ty idź się wyszoruj głąbie” – mruknęłam ,a chłopak tylko przytaknął i grzecznie skierował się w stronę łazienki. Co to jajko mu usta zlepiło? Zazwyczaj zacząłby się wykłócać „Z jakiej racji ja mam mu rozkazywać?” .
Chwyciłam do ręki miotłę i usiłowałam zebrać mąkę na szufelkę ale tylko roznosiłam brud po całej kuchni. Stanęłam w miejscu i rozglądałam się wokół próbując coś wymyślić. Zapewne udałoby mi się to gdybym nie poczuła czegoś lepkiego , trochę zimnego i śliskiego na plecach. Odwróciłam się i ujrzałam Ross’a z pudełkiem jajek w ręku , a na twarzy oczywiście chytry uśmieszek. Uśmiechnęłam się uroczo i wyjęłam chłopakowi z pudełka jedno jajuszko ,a następnie rozbiłam je na jego twarzy.
Korzystając z zaskoczenia blondyna odebrałam mu wszystkie jajka i wcisnęłam w łapkę mopa. Kiedy chłopak się ocknął rzucił nim we mnie.
- Ej! Jakim trzeba być idiotą żeby pomylić mopa z jajkiem?! A no tak – wzruszyłam ramionami – trzeba być TOBĄ! – wycedziłam przez zęby i oddałam chłopakowi kolejnym jajecznym rzutem tym razem w ramię. Gdybyśmy byli w kreskówce jego głowa zrobiłaby się czerwona ,a z uszu wyparował dym.
- Wiesz co to oznacza? – zapytał ,przybliżając się i strzepując z ramienia jajko. Pokręciłam głową ,a chłopak znów dziwnie się uśmiechnął.
- BITWE NA JAJKA! – wykrzyknął i wycelował we mnie nie jednym jajkiem on nie jest na tyle inteligentny. WYCELOWAŁ WE MNIE CAŁYM PUDEŁKIEM kończąc przy tym jednym rzutem cała bitwę – a mogło być tak zabawnie. Obserwowanie jak Ross dostaje jajkami po tym swoim cielsku to mogłaby być całkiem niezła frajda.
- Brawo pacanie. Skończyłeś naszą bitwę! I wyprzedzę twoje pytanie – nie. Nie wygrałeś. – oznajmiłam groźnie i kazałam mu tu posprzątać. Ja w tym czasie postanowiłam się umyć. Wybrałam z szafy ubranie na dziś. Weszłam pod prysznic i zaczęłam zmywać z siebie jajko – nie powiem ,nie było to łatwe. Jajko cholernie się lepi ,a wydłubywanie go z włosów to największy koszmar ever. Ale po jakiejś godzinie udało mi się dobrze wyszorować. Owinęłam się ręcznikiem i dokładnie wytarłam ,a potem nałożyłam ubranie. Uznałam ,że skoro i tak siedzimy z Rossem w domu to nie ma sensu robić makijażu. Spięłam tylko włosy w luźnego koka i ustąpiłam „pokój czystości” mojemu współlokatorowi. Postanowiłam poszukać jakiś przepisów bo w końcu niedługo święta. Zajrzałam jeszcze do kuchni , byłam oszołomiona efektami pracy chłopaka – kuchnia lśniła czystością. Uśmiechnęłam się pod nosem i zajrzałam do internetu. Przeglądałam wiele sposobów i tradycji wigilijnych panujących w innych krajach. Czytałam właśnie o Włoszech kiedy zadzwonił telefon.
Vanessa : Hej siostra.
Laura : Witaj.
V : Słuchaj jest taka sprawa.
L : Jaka?
V : Tu gdzie jesteśmy zaczyna się jakaś burza i do 24 grudnia nie można opuszczać domów.
L : TO .. gdzie spędzicie święta?
V : U Rydel i Ella , na szczęście zrobili zakupy i posiadają choinkę ,a ozdoby można zrobić z papieru.
L : A Rik i Ellington się .. nie pozabijają?
V : Jakoś ich utrzymamy na smyczy. Słuchaj muszę kończyć. Proszę dopilnuj żeby Ross nie spalił chatki. Papa.
L : Spoko. No pa.

No to mamy problem. – westchnęłam głośno i ponownie zagłębiłam się w lekturze.
- Jaki problem? – ni stąd ni zowąd w pokoju pojawił się blondyn.
- Rikessa utknęła z Rydelington w tych ich domkach i mamy spędzić święta sami.
- Aha. To jakiś problem? Trzeba kupić choinkę , ozdoby ,a co do gotowania – lepiej będzie i dla mnie i dla Ciebie .. w sumie dla tego domku też i .. DLA CAŁEGO WRZECHŚWIATA lepiej będzie jeżeli zamówimy katering. – powiedział na luzaku blondyn i usiadł obok mnie.
- W sumie masz rację. Ale pozostaje jeszcze jedna kwestia!
- Jaka? – zapytał
- Co chcesz pod choinkę? – zadałam pytanie na co Ross tylko się zaśmiał.
- Ciebie głuptasku – oznajmił i pstryknął mnie w nos.

*Ross*
Laura gromiła mnie spojrzeniem . Jakoś wybrnę.
- Oj no weź! Tylko się zgrywam!
- Nie chodziło mi o to. Z jakiej racji dotknąłeś mojego noska? Nikt nie może dotykać mojego nosa! – powiedziała wściekła. Przewróciłem oczami i dodałem.
- A tak serio to .. zawsze chciałem mieć zwierzątko.
- Jakie? Chomika , kota , psa? - pytała dociekliwie.
- Myślałem raczej o .. p***wi*** - ostatnie słowo wymruczałem niezrozumiale.
- Co?!
- o ***gwi*ie – znów to samo.
- POWIEDZ W KOŃCU! POWTÓRZĘ RAZ JESZCZE : NIE JESTEŚMY W KRESKÓWCE!
- MYSLAŁEM O PINGWINIE! – oczy Laury rozszerzyły się do maksimum i wpatrywały we mnie z takim mocnym jadem jakby chciała mnie zjeść.
- Powaliło Cię?! Nie kupię CI pingwina! – odezwała się
- ALE DLACZEGO?! – zapytałem tym samym tonem.
- Bo pingwina nie da się kupić . – oznajmiła trochę spokojniej.
- W zoo czasem pisze ,że można przygarnąć zwierzaczki!
- Ale my nie mamy warunków Ross!
- Laura proszę! Jakie jest twoje ulubione zwierzaki?!
- Lubię wszystkie – oznajmiła pewnie.
- No jakie? Jednorożce , lamy? – zapytałem ,a dziewczyna zrobiła facepalma.
- Jednorożce nie istnieją . – powiedziała
- Jak śmiesz?! One istnieją! Jak inaczej nazwiesz te małe koniki razem z dużymi końmi? – warknąłem głośno ,a Laura znów pacnęła się w czoło.
- To są kucyki Rossy. KU – CY – KI. – zasylabizowała słowo. Za nic nie ubłagasz tej kobiety żeby kupiła Ci pingwina. Rydel by się zgodziła od razu ,a Riker to by jeszcze mangustę dokupił.
Udałem ,że się na nią obrażam ,a brunetka tylko przewróciła oczami i poklepała mnie po ramieniu.

- Wstawaj mój jednorożcu. Jedziemy po choinkę. – oznajmiła i powlokła mnie do wyjścia.



               ***Witam***
Przepraszam ,że rozdział po czasie (miał być wczoraj) ale mój tata postanowił skonfiskować mi internet nie pozwalając wejść na blogger'a ;-; 
Dzisiaj udało mi się przekonać moją dobroduszną mamę żeby mi go oddała ;-; (powiedziała ,że jak mam siedzieć w internecie to dobrze ,że robię coś pożytecznego xD)
Rozdział napisałam wczoraj wieczorkiem zupełnie na spontanie i nie przemyślałam tego co napisałam ale jestem całkiem zadowolona ;o ;x 
No z mojej strony to wszystko!
Zapraszam do komentowania ;*

Zyzia

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 39

* Vanessa*

A drzwi otworzyła nam Rydel....
-Hej siostra co  ty tu robisz?
- Chyba co wy tu robicie?
- My mamy obecnie domek po drugiej stronie jeziorka i mieszkamy tam, wiesz Ryd tam  co kiedyś jeździliśmy. A zresztą nie stójcie tak w drzwiach tlko wejdźcie. Zresztą miałam do was  dzwonić w pewnej sprawie.
Razem z Riker'em wykonaliśmy rozkaz Dell i weszliśmy do środka. W wejściu zdjęliśmy buty a następnie udaliśmy się do salonu.
-Za nim zaczniemy rozmawiać chciałam się jeszcze zapytać ile wasza rodzina ma takich domków?
- Nie wiem chyba tylko te dwa no nie Ryd.
-Tak raczej tak przynajmniej o reszcie nic nam nie wiadomo.
-Ale jedno muszę wam przyznać. Wasi rodzice mieli styl i wiedzieli co kupować.
-Dzięki. A teraz zaczekajcie a ja zawołam Ell'a. Albo  po prostu krzyknę ten domek do wielkich nie należy.
-Ell możesz zejść na dół teraz.
 -Coś się stało Ryd?
- Nie po prostu choć.
-Jasne już biegnę .
I to dosłownie Ell zbiegł na dół. Po 2 sekundach stał w drzwiach w samych bokserkach i nie małym oszołomieniem na twarzy. Mi i Rydel chciało się śmiać, a chłopakom wręcz przeciwnie. Ell oprócz tego że był skołowany to jeszcze zawstydzony, bo stał prawie nagi przed bratem jego siostry i jego dziewczyny. Rik cóż tu dużo mówić był cały czerwony ze złości.
-Dlaczego chodzisz tak ubrany przed moją siostrą!!?!?!?!?! Mógłbyś chociaż spodnie założyć. A jakby to był ktoś inny niż my to co byś zrobił?!?
-No wiesz w pobliżu jest tylko wasz domek, a do miasta też jest  kawałek zresztą nikt oprócz nas o nich nie wie to kto by niby miał przeszkodzić, a chodzę tak bo dopiero wstałem.
-To śpisz tak przy mojej siostrzyczce?!?!?
- Nie nie skądże. Ja po prostu.....się.....yyyyy..... przebierałem. E tak przebierałem się.
-To co. Wiesz, że i tak nie masz prawa się jej tak pokazywać.  Ona jest za młoda na takie widoki. A zresztą powinieneś to najpierw ze mną ustalić.
-No chyba coś cie bracie swędzi że on ma z tobą takie sprawy ustalać.
-Ty się siostra nie wtrącaj.
-Vanessa błagam zrób coś z nim bo nie przeżyje dnia dzisiejszego.
-Rik bądź grzeczny bo jak nie to cie z domku wyrzucę. A zresztą masz mój telefon i zemścij się za dzisiejsze na Raurze.
-Wiesz może niech lepiej Ryd zadzwoni.
-To dobry pomysł powiem im żeby przygotowali wasz domek na święta. Czekajcie już dzwonie.
-A tak właściwie w czym wam przerwali Rik?
-Nie twoja sprawa. Lepiej idź się ubierz zanim ci coś zrobię.
-Spokojnie bez nerwów już zakładam spodnie i bluzke.

*Oczami Rydel*

Mój brat mnie strasznie wkurzył. Czemu on zawsze musi być taki nad opiekuńczy zawsze jak jakiś chłopak się do mnie zbliżał to był zaraz odstraszany przez blondyna. W końcu Rik doszedł do wniosku, że nie da rady sam mnie upilnować więc potajemnie wplątał w to Ellingtona, a on bez niczego się zgodził. Takie odstraszanie trwa już dobrych pare lat odkąd nasi rodzice nie żyję się pogorszyło, bo już wogóle nie miał kto nad nimi zapanować. Ale nie ważne moje przemyślenia zostawmy na koniec teraz najważniejsze. Telefon do Ross'a i Laury. Mam nadzieje, że się nie pozabijają, bo po tym co ostatnio się między nimi dzieje to aż strach ich samych zostawić. Czemu nie wyznają sobie uczuć i nie będą happy ?

*Kawałek poprzedniego rozdziału*

Rozmowa telefoniczna:
R:Rydel   Hej braciszku co porabiasz?
J ja           A wiesz nic szczególnego a ty gdzie się podziewasz? Dawnonie rozmawialiśmy. 
Sam dobrze wiesz jak to jesg ty też długo nie dzwoniłeś, a teraz jestem w takim fajnym małym domku z Ellem.
Będę wujkiem?
A ja będę ciocią?
nie 
No widzisz sam sobie odpowiedziałeś. A właśnie nadal jesteś pokłócony z Laurą?
Sam nie wiem nasza relacja jest........dziwna. 
Żadna nowina dlaczego nie powiesz jej prawdy?
Bo sięcboje okej? To nie takie proste wiesz ile Ell się do tego zbierał? 
Nie
No właśnje
A ile się zbierał?
5 ........
Miesięcy?
Nie! Lat! 5 cholernych lat się biedak zbierał choć miał cię ciągleblisko, a ja niewidziałem jej pare lat dotego nie pamiętam naszej przeszłości i  jeszcze się pokłóciliśmy o to że jakaś dziewczyna ze mną gadała a ja rzekomo zapmniałem o Lau
Ross to prawda? Serio o niej zapomniałeś?
Nie ale chciałem sprawdzić czy jej na mnie zależy i jak będzie się zachowywać a ona mi wytyka to że zapomniałem o PRZYJACIÓŁCE!!!! Ja nigdy o niej nie zapominam i nie zapomnę za mocną ją kocham. 
Dobra wierze ci. A tak z innej beczki. Zaglądałeś ostatnio w kalendarz? 
Nie a co?
To spójrz i odczytaj date
20 grudnia
No i w związku z tym niedługo są.......
Są........
Są święta bałwanie. Święta i wy  musycie je przygotować w domku u Van i Rika . Jasne?
Tak. 
Więc tak pokupujcie prezenty, ugotujcie coś, posprzątajcie, ubierzcie choinkę a i najważniejsze idż do lasu i prrzynieś duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo jemioły jasne?
Tak. Kiedy przyjedziecie?
Postanowimy wrócić na wigilię przed  pierwszą gwiazdką. Rikessa też tak wróci. Dobra kończe Ell przygotował mi obiad 
Ok. Leci i smacznego
Pa
Pa

Koniec  rozmowy. 

-Koniec załatwione Raura ozdobi wasz domek i przygotuje wszystko. To co oglądamy teraz TV?
-Jasne czemu nie?
-A gdzie Rik i Ellington?
- Ell poszedł się ubrać jakieś 5 minut temu a Rik niedawno też wyszedł, ale do łazienki.
-Aha spoko........CO wyszli obaj?!?!?! Pozwoliłaś  na to po tym co stało się dziś. Po tym jak krzyczał na Ell'a? Przecież on go zabije, a jak się dowie jeszcze o pewnej rzeczy to biedak zginie w pół sekundy. Choć szybko ty zatrzymujesz Rik'a swoimi sztuczkami, a ja ratuje Ratliffa. Jasne?
-A jaj kapitanie. Pędem na odsiecz. A właśnie Ryd czyli ty masz już to za sobą?
-Yyy... tylko masz mu nic nie mówić jasne?
-Tak jasne. Czyli zostałam ja i Laura.
-Ty jeszcze nie? Dziwne.
-Czemu?
-Bo mój drogi braciszek ma od dawna na ciebie chętkę, a dziś w czym wam przeszkodzili?
-Wiesz gdyby nie telefon Laury to by sama została.
-Wiedziałam mi nie da ale sam może nosz co za cham.
Przerwałyśmy naszą konwersację bo doszłyśmy już na górę i stałyśmy przed drzwiami za którymi toczyła się rozmowa mojego chłopaka z moim bratem
-Jeśli ją skrzywdzisz.....
-Tak wiem Rik powtarzasz to ciągle. Co ty dziś taki wściekły?
-Jak tylko wrócimy do domu to Ross dostaje baty za nie wykonanie swojego zadania, a jeśli mi pomożesz pozwolę ci na coś.
-Wiesz że to nie zależy od ciebie tylko od Rydel zresztą mi nie chodzi tylko o to, a Ross to jakiego zadania nie wykonał?
-Miał nie dzwonić, a prosze Laura zadzwoniła 3 razy, czy on nie umie spędzić mile czasu? W dodatku z dziewczyną w której jest zakochany? Nie wierze że z niego taki fajtłapa. Nic nie mówiłeś Rydel o tym co Ross czuje do Laury no  nie ?
-Nie a ty Van?
-Też. DObra skoro się rozumiemy to schodźmy ja zejdę pierwszy a ty za parę minut po mnie ok?
-Ok.

-Van szybko uciekamy.
Gdy byłyśmy już przy schodach usłyszałyśmy że drzwi się otwierają. Spanikowane spojrzałam na Van i odwróciłam się w stronę brata.
-Rik nie pomyliłeś czasami łazienki z sypialnią?
-Nie.
-To co robiłeś w naszej sypialni?
-Naszej??!?!?!?!?
-Nie odwracaj kota ogonem raz na dół, Van pilnuj go a ja pójdę sprawdzić co tam u Ell'a  i za minutkę schodzimy.
-Jasne.
Już po niespełna minucie stałam przed brunetem.
-Hej o czym gadałeś z Riker'em?
-Em takie tam męskie sprawy. Mam na ciebie uważać i tyle.
-Napewno?
-Na pewno.
-No to............... dobra choć na dół nie będę cię męczyła pytaniami.

*Oczami Vanessy*

Razem z Rikiem siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy TV. W pewnym momencie zauważyliśmy jak Rydellington schodzi na dół i siada  koło nas na kanapie.
-Co oglądamy?
-Wiadomości
Uwaga! Wiadomość z ostatniej chwili.  Wszyscy mieszkańcy Miami i jego okolić w promieniu stu kilometrów proszeni są o nie opuszczanie domów od dnia jutrzejszego aż do 24 grudnia. W tych dniach przez te tereny może przejść ogromna burza zagrażająca życiu osób znajdujących się po domami. Życzymy Wesołych Świąt!
- Coś czuję, że nie wrócimy na wigiliję.....

***********************************************************************************
Sory, ze taki krótki i z opóźnieniem niestety mam masę obowiązków które ciężko pogodzić.Prosze o komentowanie i zapraszam do nowej zakładki ,,Pytania do bohaterów''